Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/188

Ta strona została przepisana.

lazłem się u furtki domku, zajmowanego przez staruszka-wikarego. Dawne wspomnienia tłumnie ogarnęły mą duszę; widziałem i teraz tak, jak wówczas w dzieciństwie, siwowłosego starca, zagłębionego w czytaniu. Nie wiem zkąd i jak przyszła mi nagle myśl pójść do niego, wyznać mu wszystko, prosić o przebaczenie, o pociechę, o rozgrzeszenie. Uczułem najwyraźniej, że tylko w ten sposób uwolnię się raz na zawsze od nieznośnego tego ciężaru. Otworzyłem gwałtownie drzwi i wszedłem do środka.
Ksiądz łaskawie, bez najmniejszego zdziwienia, spojrzał na mnie i powitał mnie przyjaznym uśmiechem, tak jak gdybyśmy wczoraj dopiero się rozstali.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! — rzekłem machinalnie, nie wiedząc nawet, że to mówię.
— Na wieki wieków Amen! — odrzekł ksiądz, a słowa jego brzmiały jakoś dziwnie uroczyście, niby tryumf wiary.
Zbliżyłem się do niego i milcząc, pocałowałem go w ramię. Popatrzył na mnie słodko łagodnemi, przygasłemi trochę oczyma i ruchem ręki wskazał mi miejsce na krześle, sam usiadł na twardem, ascetycznem łóżku. Oprócz stołu i kufra w izbie tej nie było więcej mebli.
— Wiedziałem, że przyjdziesz! — rzekł do mnie cicho, patrząc nie na mnie, tylko na krucyfiks, zawieszony nad stołem. — Dziś już jesteś człowiekiem. Weisz, co czynisz, czego żądasz, dziś mówić z tobą będę.
Dziwny, nieokreślony prąd przeszedł mnie całego, przysunąłem swe krzesło do samego łóżka i cicho, wzruszonym i drżącym głosem zacząłem mu opowiadać; ufność jakaś wstąpiła we mnie i odkrywałem starcowi temu najgłębsze tajniki duszy, najskrytsze porywy nerwów i czułem, jak w miarę postępujących wyznań lżej mi się na duszy robiło, nicy coś zsuwało mi się z sumienia, a nieznana mi błogość i zadowolenie spływały w głąb duszy, zajmując miejsce dawnych wyrzutów i utrapień. Była to spowiedź, tak, choć nie formalna, choć nie mialem jeszcze prawa do spowiedzi jako nie katolik, jednak