Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/23

Ta strona została przepisana.

— Ha! ha! zaśmiał się dziko — to ty bratku bluźnisz teraz, bluźnisz porównywując tylko. To nasze całe nieszczęście, to wasza wyższość, że wy ją macie piękną i wzniosłą, do ofiary, do pięknych czynów, do wytrwałości i zaparcia się siebie samego pobudzającą, a nasza... matuszka w rozpuście żyje, za świętą nikt jej mieć nie może, rublami tylko ulubieńców swych i pochlebców wynagradzać zdolna.
— Dajmy temu pokój — przerwałem, widząc, że bądźcobądź rozmowa na niebezpieczne tory przechodzi — mów mi co o sobie, co przez ten czas robiłeś?
— A co Moskal może robić? służyłem. Wprost od was poszliśmy na Bessarabię do obozu, z wiosną za Dunaj, w bitwach byłem, oficerski krzyż Georgija dostałem; nie szukaj go okiem daremnie, do takiego munduru go nie przypnę, z kampanii sztabs-rotmistrzem do Petersburga wróciłem.
Mój stary, nieboszczyk cieszył się, przez stosunki do kawalergardów przeniósł, a w rok po powrocie z Turcyi, z matką jak się do mnie wzięli, tak ożenili mnie.
Przerwał nagle, rękę po butelkę wyciągnął i pełną znowu szklankę nalał, patrząc na białe bańki gazu zwolna w górę unoszące się, bezmyślnie powtarzał:
— Ożenili mnie, ożenili, ożenili.
Chcąc go wyrwać z tej zadumy bolesnej, zapytałem:
— Z kim byłeś żonaty? Z kim cię ożenili?
— Oh! świetnie mnie ożenili, świetnie — mówił, śmiejąc się boleśnie. — Ożenili z księżniczką, błękitna krew Rurykowiczów w jej żyłach płynęła, piękną była jak bóstwo greckie i bogata.
Cały świat zazdrościł, powinszowaniom nie było końca. I rok, prawie półtora roku, w niebie z nią przeżyłem. Ah! jak piękną była.
Wkrótce po ślubie mój stary umarł, niedługo później, po urodzenia mego syna, matka widząc, że ja się rujnuję, zrobiła testament na korzyść dziecka i sama na dewocyę i plotki do Moskwy wyjechała. Myśmy w Petersburgu zostali.