Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/26

Ta strona została przepisana.

— Słuchaj! słuchaj! — zawołał, zrywając się z krzesła i patrząc roziskrzonem i, dzikiemi oczyma — słuchaj, ja, ja Rokitin musiałem to robić. Nie zapomnę nigdy dnia tego, tej chwili okropnej, ohydnej; dużo rzeczy wstrętnych widziałem, w wielu sam udział brałem, ale takiego przejścia nie pamiętam, co za upodlenie!
Przyjechaliśmy. W małym domku na podwórzu mieszkała ta Pieńko wraz z matką staruszką, obie kobiety ciężko na kawałek chleba pracowały, córka dopomaga jednak matce.
Weszliśmy do pierwszej izby, staruszka taka sucha, taka biała, taka jakaś niewinna, zajęta była prasowaniem bielizny. Oczy od pracy ze zdziwieniem podniosła i powiedziała, że zapewne pomyliliśmy się wchodząc tu. Nie myśmy się pomylili, ale tam w górze mylą się bezustanku, mylą się okropnie.
Na hałas spowodowany naszem wejściem, otworzyły się drzwi drugiej izby i w nich pokazała się postać młodej, przystojnej, zdrowej dziewczyny, po za nią cisnęło się do drzwi kilka główek dziecięcych.
— Czy tu mieszka Anna Fiodorówna Pieńko — zapytałem surowo dla dodania sobie odwagi, bo w rzeczy samej czułem coraz bardziej ohydę swej roli.
— Tu — odparła dziewczyna, zwracając zdziwione oczy na mnie i na moich towarzyszy. — Ja nią jestem.
Kurcz jakiś w gardle głos mi tamował, wstyd ogarnywał coraz straszniejszy; nie wiedziałem, co mam mówić? co z sobą zrobić?
— Czyje to dzieci? — zapytałem bezmyślnie, wskazując na cztery przestraszone dziewczynki — czyje?
— Sąsiadów!
— Co one tu robią? — pytałem dalej, a wściekłość mnie jakaś ogarnywała, wściekłość na siebie samego, na rząd, na świat cały.
— Przyszły się uczyć do mnie — odpowiadała dziewczyna — dwie prawosławne, a dwie Żydóweczki; uczę je czytać wolnym czasem, pieniędzy za to nie biorę, spytajcie ro-