Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/34

Ta strona została przepisana.

Skończyłem się ubierać i wyszedłem na dziedziniec hotelowy kazać doróżkę przywołać.
— Nu, a ja bardzo proszę pana — lamentował żyd, idąc za mną krok w krok — Rubinstein zawsze potrzebny, niech jej pan powié.
— Idź pan do milion — zawołałem do utrapionego lichwiarza. — Na turecki most, co koń wyskoczy, krzyknąłem doróżkarzowi.
— Poco pan tam jedzie? tam śledztwo będzie — wołał za mną zdesperowany żydzisko.
Doróżkarz pędził jak szalony po pustych ulicach, powóz latał po bruku na wszystkie strony; dopiero koło Trynitarskiego kościoła, gdzie ulica zaczyna się dość stromo spuszczać do tureckiego mostu, wstrzymał konie i stępo jechać zaczął.
Na zawrocie, za murem starej baszty, zobaczyłem gromadkę cisnących się ludzi i żołnierza z karabinem w ręku, na którym błyszczał jasno polerowany bagnet. Doróżkarz jechał noga za nogą — wreszcie ujrzałem.
Tuż pod samym parapetem, na którym wczoraj staliśmy, leżał trup Rokitina, nogi miał pogruchotane, ale głowę całą, tylko z rany na skroni sączył się strumyczek krwi stygnącej.
Leżał na wznak, twarzą do wysoko już na niebie stojącego słońca zwróconą; oczy niezamknięte przerażająco w blasku słonecznym świeciły, usta szydersko miał wykrzywione.
Obok, tuż leżał biały kwiat akacyi, krwią skrzepłą zbryzgany.
Uczułem dreszcz zimny, przechodzący po całem ciele; odwróciłem oczy coprędzej i kazałem się wieźć natychmiast z powrotem do hotelu. Myśli dziwnie mi się w mózgu mięszały. Niezbadane są wyroki Boże, samobójstwem skończył, a jednak była to niezaprzeczenie najszlachetniejsza dusza, jaką mi się między nimi spotkać zdarzyło.
Powróciwszy do hotelu, kazałem jak najspieszniej rzeczy pakować, chciałem corychlej z miasta wyjechać; wykrzywiona