Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/97

Ta strona została przepisana.

Około piątej, po zjedzeniu wspólnego skromnego obiadu pożegnałem mego sąsiada i wyszedłem przejść się po sąsiednim świerkowym lesie. Rozpamiętywając naszą pierwszą rozmowę, zauważyłem dopiero teraz, że opowiedziałem mu masę szczegółów tak o sobie samym, jak o stosunkach prowincyi, które znałem dokładnie — on zaś nie powiedział mi o sobie nic po nad to, że nazywa się Dawydow, jest Rosyaninem i należy do kongregacyi OO. Zmartwychwstańców. Nie rad byłem z siebie, robiłem sobie wyrzuty z tego powodu i powtarzałem sobie po sto razy, że w ten sposób nie potrafię pochwycić charakterystycznych rysów tej ciekawej dla mnie postaci.
— Nadmiernie wiele sam mówię — wyrzucałem sobie w duszy — on z grzeczności samej nie mógł mi przerywać.
Postanowiłem stale zmienić sposób postępowania.
Następnych dni znajomość nasza coraz bardziej się zacieśniała, stawała się bliższą, nawet pewna serdeczność i poufałość zapanowała między nami. Godziny całe siedząc na ganku leśniczówki, spędzaliśmy na rozmowach. Przypominały mi się żywo owe chwile, które ongi spędzałem na pogadankach z rosyjskimi studentami i młodymi oficerami. Postać piękna i wzniosła X. Dawydowa zarysowywała się coraz wyraźniej w moim umyśle i równocześnie wzrastała do niego sympatya w mem sercu. I on się rozruszał, ożywił; nieraz gdy wpadł w zapał, to odkrywał przedemną swe sny i marzenia, budował wspaniały gmach odrodzenia olbrzyma rosyjskiego za pomocą miłości bliźniego i braterstwa w Chrystusie. Był on szczerym, żarliwym katolikiem, lecz równocześnie szczerze miłował ową opuszczoną przez siebie ojczyznę i rodaków pogrążonych w jarzmie strasznem i upokarzającem.
— Przyjdzie jeszcze ta chwila — wołał w szlachetnem uniesieniu — w której bramy muru chińskiego same przez się pękną i nam otworzy się droga do apostolstwa wzniosłego i sercu miłego.
Nie miałem serca powiedzieć mu, że nie podzielam jego złudnych nadziei; nie chciałem krótkich dni, które mu jeszcze