Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/117

Ta strona została przepisana.

Jako przemysłowiec i kupiec był za porządkiem, a jako Camagueyno uważał, że z cudzoziemcami należy się porachować.
Nie chciał stracić este hombre Kettelringa, a w dodatku bał się po trosze, że przy śledztwie mogłaby być badana jego tożsamość. Kto wie, czy przy tej sposobności policja nie zaczęłaby się interesować ponownie tamtym nieboszczykiem z trzema kulami we łbie, którym obciążono nieznanych rowdies z Północy. Albowiem ludzie miejscowi, jak wiadomo, załatwiają swoje sprawy nożem, co jednak nie może dotyczyć peonów, trzymających się obyczajów Nowego Meksyku. Ay, hijos de vacas, cobardes, cojones! Czy kiedykolwiek dawniej działy się takie rzeczy na Kubie? Każdy sam, bez pomocy urzędów, kłopotał się o swój honor, nie było awantur i bijatyk, bo nigdy nikogo nie zakłuwano na śmierć. A jaka panowała na Kubie sprawiedliwość! Pilnowała, jak się należy, majątku, praw i kontraktów najmu oraz czuwała nad prawem sukcesyjnym, a nie nad awanturami pijaków. Starszy pan ściągał krzaczaste brwi, był wielce rozgoryczony i pluł brunatną śliną, podczas gdy pan Kettelring, zapuchły i skudłany, wystukiwał coś na maszynie. Ten Holender na Haiti domaga się znowu podwyższenia mu kredytu na budowę cukrowni...
Pan Kettelring podniósł podbite oczy. — Ostatnio pisał, że monterzy kończą montowanie pras, teraz pisze, że oddział pras jeszcze nie jest dobudowany.
Kubańczyk wgryzł się w cygaro. Że też taki nie ma w podobnej chwili żadnych większych kłopotów!
— Należałoby w ogóle popatrzeć na tę budowlę! — mamrocze Mr. Kettelring i na nowo zaczyna terkotać na maszynie.
Stary Kubańczyk chichocze z cicha. — Świetny pomysł, mój Kettelringu! Czy nie chciałby pan przejechać się tam?
Este hombre wzruszył ramionami, było mu widocznie wszystko jedno. Ale Kubańczyk pogrążył się w dymie i medytował wybuchając śmiechem. — Świetnie, mój panie,