Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/68

Ta strona została przepisana.

w której słychać krzyk, gdzie jest rwetes i gdzie się buduje, gdzie powstają spory i zatargi, gdzie ludzie przedsiębiorą wiele rzeczy, Bóg czy diabeł raczy wiedzieć po co i na co? To — to nie była rzeczywistość — odetchnął jasnowidz — to była zmora, to był grymas. Jedną rzeczywistość może człowiek przeżyć, ale dwie rzeczywistości mogą się tylko śnić, a ten, co błądzi równocześnie w dwóch światach, nie ma pod nogami gruntu i wali się w pustkę, w której brak czegokolwiek, czym można by zmierzyć wielkość i upadek. Bo i gwiazdy padają równocześnie, gdy pada człowiek. Tak jest, panowie — wybuchnął jasnowidz — ten człowiek nie był całkiem rzeczywisty i większość swego życia przeżył jak we śnie.

XV

Jasnowidz milczał spoglądając z roztargnieniem i zezowato na końce swych palców.
— Gdzie mieszkał? — zapytał chirurg.
— Okolice podzwrotnikowe — mruczał jasnowidz. — Wyspy. Poczucie brązowe, coś jakby palona kawa, asfalt, wanilia albo cera Murzynów.
— Gdzie się urodził?
— Tutaj, gdzieś tutaj — wskazywał jasnowidz w nieokreślonym kierunku. — U nas, w Europie.
— A czym był?
— Możę dozorcą, czy ja wiem? Człowiek, który krzyczy na ludzi. — Zmarszczył czoło, jakby wspominał. — Ale pierwotnie był chemikiem.
— Gdzie?
— Oczywiście, w cukrowni! — odparł jasnowidz, jakby zgorszony, że ktoś może pytać o rzecz tak jasną. — To się zgadza, nieprawdaż? Te dwa różne światy. W zimie kampania, rwetes, awantury — a latem cicho, cukrownia stoi i tylko w laboratorium pracuje człowiek. Albo marzy. — Wyrysował palcem w powietrzu sześciobok. — Wiecie, pa-