Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/50

Ta strona została skorygowana.

łem ją strasznie. Gdy zapłakałem, a ona przytuliła mnie do siebie, miałem uczucie, jak bym się rozpływał. Strasznie lubiłem szlochać na jej miękkiej szyi, poślinionej memi dziecięcemi usty. Wymuszałem z siebie szlochy, dopóki tylko mogłem, aż wreszcie wszystko we mnie tajało w błogiem, ospałem mamrotaniu: mamusiu, mamusiu! W ogóle, myśl o mamusi kojarzyła się we mnie z koniecznością płaczu i utulania, z przeczuloną potrzebą rozkoszowania się swoim bólem. Dopiero gdy stawałem się pięcioletnim malutkim mężczyzną, budziły się we mnie odruchy przeciwko takim kobiecym wybuchom uczucia. Odwracałem głowę, gdy matka tuliła mnie do piersi, i myślałem, co też jej z tego przyjdzie. Tatuś wydawał się lepszy: było go czuć tytoniem i siłą.
Ponieważ matka była zbyt uczuciowa, przeżywała wszystko jakoś dramatycznie. Drobne sprzeczki rodzinne kończyły się zapłakanemi oczami i tragicznem milczeniem. Tatuś zabierał się wtedy do roboty z wściekłym uporem, podczas gdy z kuchni wołało do nieba straszliwe i oskarżające milczenie. Upodobało jej się w myśli, że jestem malutkie dzieciątko, że może stać się jakie nieszczęście, albo że mogę umrzeć. (Istotnie straciła swoje pierwsze dziecko, mego nieznanego braciszka). Dlatego też ciągle wychodziła przed dom, aby się przekonać,