Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 083.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Leniwy konik ruszył wolnym truchtem.
— Jak pan dobrze wygląda, panie Barkis — odezwałem się, rozweselony widokiem tej znajomej twarzy.
Pan Barkis spojrzał na mnie, otarł twarz rękawicą i obejrzał ją uważnie, jakby mógł znaleźć na niej obraz swego oblicza.
— Napisałem do Peggotty, jak pan kazał — zapewniłem go znowu poważnie.
— Eh! — mruknął obojętnie, jakgdyby z niechęcią.
— Czy się co złego stało? — zapytałem cokolwiek niespokojny.
— Ni-ic — mruknął znowu. — Nie odpowiedziała.
Otworzyłem oczy szeroko.
— Nie wiedziałem, że miała odpowiedzieć. Tego jej nie napisałem — tłumaczyłem się, szczerze zmartwiony.
— Eh — zaczął znowu Barkis — nie potrzeba. Kiedy człowiek mówi, że jest gotów, to tak samo, jakby powiedział, że czeka na odpowiedź.
Zastanowiłem się nad tem poważnie.
— Ja tego nie wiedziałem, panie Barkis — rzekłem — może i Peggotty nie wie. Jeśli pan chce, to jej powiem.
— Jeśli chcesz — zaczął Barkis po namyśle. — Można jej powiedzieć, że Barkis jest gotów i czeka na odpowiedź. Jak ona się nazywa?
— Kto? Peggotty?
— Peggotty! Czy to imię, czy nazwisko?
Po raz pierwszy sam nad tem się zastanowiłem.
— Nie — rzekłem — ona się nazywa Klara.
— Tak myślałem — szepnął i pogrążył się w głębokie zamyślenie, milcząc i pogwizdując czasem zcicha.
— Tak — odezwał się wreszcie głośno. — Można jej powiedzieć: Barkis czeka na odpowiedź. Na jaką odpowiedź? Na odpowiedź, że jest gotów.
Wreszcie wyjął z kieszeni kawałek ołówka i jakby dla pamięci napisał na wewnętrznej stronie kozła — Klara Peggotty.