Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z nich domagało się historji, inne mówiły mi swe tajemnice. Idąc, szukałem tych ciekawych twarzy, a ich widok napełniał moją wyobraźnię nową, bogatą treścią.
I stało się, że jednocześnie żyłem jakby dwoma życiami: jedno — to wstrętna praca, nędzny obiad na kamieniu na ulicy, cudze troski i obce otoczenie, drugie — to świat ciekawy i wspaniały, świat głębokich wzruszeń i cudownych zdarzeń, świat nadzwyczajnych ludzi i bohaterskich czynów.
Tymczasem oczekiwał mię cios nowy: państwo Micawber opuszczali Londyn.
Kiedy zawiadomili mię o tem, zdawało mi się, że spadł na mnie kamień i tak przytłoczył mię swoim ciężarem, iż nie mogłem wymówić słowa. Czułem, że pozostanę sam na świecie w tem obcem, wielkiem mieście, bez życzliwej duszy, bez opieki, rady ani pomocy w potrzebie. Cierpiałem z nimi biedę, martwiłem się ich kłopotami, dzieliłem nieraz swym skromnym zarobkiem, ale teraz dopiero zrozumiałem, że byli dla mnie jedynym promieniem światła w ciemnej nocy, że bez nich — nie wiem, co się ze mną stanie.
A miało to nastąpić już za tydzień. Pan Quinion uprzedzony porozumiał się z naszym woźnicą, człowiekiem żonatym i dzielnym, i oświadczył mi, że u niego będę miał mieszkanie.
Milczałem, lecz buntowałem się w duszy. A więc mam nowym, nieznanym mi ludziom prezentować znów swoją nędzę, słuchać ich ciekawych pytań, stosować się do ich zwyczajów i humoru? Prawdopodobnie nawet nie będę tu miał swojego pokoju, ale wstawią mi łóżko do izdebki dzieci. Nie, na to się nie zgadzam, nie wytrzymam.
Nie mogłem zasnąć w nocy, podniecony postanowieniem ucieczki. Tak. Nie zostanę dłużej w „interesie“, nie zostanę w Londynie. Poco? Ucieknę. Dokąd? Nie wiem, ale ucieknę stanowczo, gorzej nigdzie mi być nie może.
Lecz rano zjawiła się konieczność oznaczenia celu ucieczki. Muszę przecież wiedzieć, w którą stronę pójdę!