Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 119.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Widziałem, że upadła. Uciekając dalej, obejrzałem się jeszcze i widziałem znowu, że siedziała na drodze i ocierała twarz, zapewne z krwi.
To zdarzenie przeraziło mię do tego stopnia, że uciekałem i kryłem się na widok zbliżających się ludzi, a ponieważ powtarzało się to bardzo często, zajmowało mi wiele czasu i przedłużało podróż.
Spałem tej nocy w zielonym chmielniku i śniła mi się mama, taka wesoła i śliczna, jak była w najdawniejszych czasach. Obudziłem się pod tem wrażeniem i widziałem mamę przy sobie tak wyraźnie, jakby szła ze mną. Myślałem ciągle o niej i czułem prawie jej obecność, a to mię pokrzepiało i dodawało odwagi. Tak mi z tem było dobrze, iż miałem ją ciągle przy sobie, jakby zaklętą mojem gorącem pragnieniem, i dopiero kiedy znalazłem się w Duwrze, szóstego dnia podróży, nagle mię opuściła, rozwiała się w nicość, niby lekka chmurka przed słońcem. Może dlatego, że zacząłem teraz myśleć z większą uwagą o odszukaniu babki.
Usiadłem pod murem na kamiennym bruku i posiliłem się kawałkiem chleba, ostatnim, jaki miałem. Namyśliłem się przytem, że należy zapytać o babkę rybaków i przewoźników na wybrzeżu. Tam więc zwróciłem pierwsze kroki.
Lecz rybacy i przewoźnicy odpowiadali mi tylko żartami: widzieli, jak na miotle leciała do Francji, lub siedzi na księżycu, bo tam starych bab brakuje i t. p. Dorożkarze, do których się zwróciłem, odpowiadali także śmiechem i grubiaństwem; w sklepach, nie czekając na moje pytanie, machali ręką ku drzwiom ze słowami: „Pan Bóg opatrzy!“ Zrozpaczony, usiadłem znowu na ulicy, zwątpiłem już o wszystkiem, nie widząc sposobu odnalezienia babki, a będąc spragniony i głodny. Siły mię opuszczały, czułem, że chyba umrę tutaj.
Gdy odpocząłem, znowu próbowałem szczęścia, ale za-