Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 122.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tam niema. Jakoś mimowoli podniosłem oczy wyżej i ujrzałem na pierwszem piętrze siwą głowę gentlemana o twarzy uśmiechniętej i wesołej, który mrugnął na mnie i skinął kilkakrotnie głową, zaśmiał się, jakgdyby spłatał komu figla, i nagle zniknął z okna.
To zmieszało mię jeszcze bardziej. Nie wiedziałem, co począć, gdy spostrzegłem wychodzącą do ogrodu wysoką lady z woalem, zarzuconym na kapelusz, aksamitnym woreczkiem w jednej ręce i z dużym nożem ogrodniczym w drugiej. Przechodząc koło furtki, Spojrzała na mnie obojętnie i wskazała ręką, abym sobie poszedł.
— Nie potrzeba tu chłopców — powiedziała.
Nie spuszczałem z niej oczu, serce biło mi jak młotem, gardło ścisnęło się jakoś boleśnie, usta drżały, niezdolne wymówić wyrazu.
Sztywnym krokiem zbliżyła się do jednej grządki i pochyliła nad nią, widocznie z zamiarem obcięcia czegoś nożem ogrodniczym. Fala odwagi popchnęła mię naprzód, wszedłem do ogródka i stanąłem przy niej.
Nie zwróciła na mnie uwagi, więc lekko dotknąłem jej ręki.
— Przepraszam panią — wybełkotałem nieśmiało.
Drgnęła i odwróciła się ku mnie.
— Przepraszam, ciociu, babciu — plątało mi się na języku.
— Co? — zawołała miss Betsy z wyrazem najwyższego zdumienia.
— Ja jestem babci wnukiem, jestem Dawid Copperfield.
— Wielki Boże! — wyrzekła babka i z wielkiego wzruszenia usiadła na ziemi.
— Jestem Dawid Copperfield — powtórzyłem — z Blunderstone, z Suffolk. Mama umarła i byłem bardzo nieszczęśliwy. Ojczym kazał mi myć butelki w swoim „interesie“, i niczego się nie uczyłem. Więc uciekłem. Skradli mi wszystkie rzeczy, szedłem z Londynu piechotą, spałem pod gołem niebem.