Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 173.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dyś na przechadzce i tak szczerze ucieszyłem się jego widokiem, że zrobiło mu to przyjemność.
Naturalnie rozmowa zaczęła się znowu od wspomnień, lecz wkrótce przeskoczyła na chwilę obecną. Traddles pracował także u rejenta, ale ponieważ za mnie babka opłaciła wymaganą przez prawo sumę, otrzymałem miejsce korzystne, to jest przynoszące mi już pewien dochód. Traddles był ubogi, pracował prywatnie i zarabiał niewiele. Nie wiodło mu się w życiu, tak samo jak w szkole. Mówił o tem bez skargi, jak o własnej winie. Nie umiał iść przebojem. Nieśmiały i łagodny, nie umiał się bronić, pozwalał się często wyzyskiwać.
Chciałem go odwiedzić, zastanowił się, nim podał adres.
— Widzisz — rzekł — nie proszę cię do kancelarji, bo ją mamy we czterech, żeby taniej kosztowała, a mieszkanie... hm, bardzo skromne.
Rzeczywiście zajmował maluśki pokoik w oddalonej, wąskiej i brudnej uliczce. Lecz pokoik był czysty. Sprzęty najniezbędniejsze, zamiast łóżka sofa, w kącie coś osłoniętego prześcieradłem.
Mimowoli rzucałem ciekawe spojrzenie w tę stronę, a Traddles się rumienił. Wkońcu zwichrzył ręką swą bujną czuprynę, uśmiechnął się i westchnął. Z miłością spojrzał znowu na zasłonięty przedmiot, wreszcie delikatnie, lekko drżącą ręką zdjął płótno. Ujrzałem mały stolik z marmurowym blatem i wazonik do kwiatów.
Wyznał mi ze wzruszeniem, że jest zaręczony z córką pastora na prowincji. Do małżeństwa daleko, gdyż oboje biedni, lecz potrochu gromadzą drobne rzeczy na przyszłe gospodarstwo. Ten „prześliczny“ wazonik kupiła sama Zosia podczas bytności w Londynie, stolik nabył tanio przypadkiem. Obu przedmiotów dotykał z pieszczotą: były zadatkiem szczęścia.
Zaczęliśmy mówić o szkole, kolegach, jeden z nich mu dopomógł do znalezienia pracy u rejenta, miał zajęcieċ