Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 218.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie, mój złoty kwiatek musiał zostać takim, jakim go stworzyła natura. Nikt nie zaszczepi gruszek na najpiękniejszej róży, a moja Dora była kwiatkiem polnym.
Prawda, że czasem czułem się dziwnie samotny, nie zaspakajała wszystkich pragnień mego ducha, nie mogłem z nią dzielić się myślą, lecz oddała mi całe czyste serce dziecka i nic poza mną nie miała na świecie.
Najsmutniejsze jednakże było zdrowie Dory. Nikła nam prawie w oczach i traciła siły tak, że po schodach nosiłem ją codzień na ręku, a babka nie odstępowała jej prawie. To pogorszenie przyniosła nam zima w drugim roku pożycia małżeńskiego. Jeszcze w lecie wszyscy mieliśmy nadzieję, że złe minęło i nie wróci więcej, tymczasem wraz ze słońcem i pogodą znikały wątłe siły coraz szybciej.
— Kiedyż ja będę mogła znów biegać jak dawniej? — skarżyła się biedaczka. — Gip także łazi jak mucha w jesieni, a był niegdyś taki wesoły!
— Gip jest stary, kwiatuszku — powiedziała babka. — Psy starzeją się prędzej od ludzi.
— Gip stary? — powtórzyła Dora z przerażeniem. — Stary?... I co się stanie, jeżeli... jeżeli...
— Gip może żyć długo, chociaż się zestarzał — uspakajała babka — a gdyby... żyć przestał, znajdziemy podobnego.
— O! — zawołała Dora. — Za nic w świecie! Nie chcę!
— Dlaczego, duszko? — zapytała babka, podnosząc na nią oczy od roboty i trzymając w ręku okulary.
— Nie chcę innego — mówiła Dora nawpół z płaczem. — Nigdy, nigdy nie będę miała innego! To byłoby szkaradnie z mojej strony. I cóż ten inny? Nie znał mię przecież dawniej. Nie poszarpał bukietu, który dostałam od Dewi, nie warczał na niego, kiedy pierwszy raz mię spotkał. Coż mi po takim psie? Nie mogłabym go lubić!
— Masz słuszność — rzekła babka.
— Babcia nie gniewa się na mnie?