Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 228.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ze względu na ojca, każ tym ludziom milczeć i odejść. Mogę zgubić go jednem słowem, jeśli mię doprowadzą do ostateczności. Pomyśl pani, miss Wickfield. Co zaś do tego pana... — odwrócił się, szukając oczyma Traddlesa.
— Jestem — odezwał się Traddles uprzejmie, wchodząc z panią Heep do pokoju. — Pozwoliłem sobie przedstawić się pańskiej matce.
— Kto pan jesteś? — zawołał Urja niespokojnie. — Nie znam cię? Czego chcesz tutaj?
— Jestem upełnomocnionym prawnikiem i plenipotentem pana Wickfielda w sprawach spółki — odpowiedział łagodnie Traddles. — Mam w kieszeni odpowiednie dokumenty.
— Stary osioł spił się i podpisał bez przytomności, coście mu podsunęli — ryknął Urja. — Podpis wyłudzony podstępem...
— Niejeden podpis wyłudzony został od człowieka chorego podstępem i gwałtem — zauważył spokojnie Traddles. — O to nam właśnie chodzi. Panie Micawber, proszę, odczytaj akt oskarżenia.
— Uri! — zawołała pani Heep płaczliwie. — Upokórz się, moje dziecko.
— Milcz, matko — przerwał Urja. — To rzecz moja. Więc jest akt oskarżenia? Ha, wysłucham!
Usiadł z miną wyzywającą i bezczelną.
— Zaczynaj, panie Micawber — powtórzył spokojnie Traddles.
Pan Micawber poprawił linję, sięgającą mu z poza tużurka do brody, wyjął z kieszeni złożone we czworo papiery i blady, lecz panujący nad sobą, rzucił nam majestatyczne spojrzenie, następnie zaczął czytać głosem uroczystym zarzuty przeciw swemu zwierzchnikowi, spisane w formie listu.
— Przezacne panie i panowie!
Lekki uśmiech przemknął po ustach Traddlesa, a miss Betsy szepnęła półgłosem: