Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 246.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zajrzałem na podwórze dawnej szkoły, zatrzymałem się w miejscu, gdzie dwukrotnie walczyłem z atletą-rzeźnikiem. Zobaczyłem go nawet w jego własnym sklepie obok tęgiej żony i zdrowych dzieciaków. Tu tańczyłem na balu z panną Larkins, w tym kościele zachwycałem się tą blondynką... jakże ona się nazywała?
Powróciłem na obiad. Pan Wickfield powitał mię serdecznie. Twarz miał pogodną, zdrową, chociaż przebyte cierpienia zostawiły na niej niezatarte ślady.
Po obiedzie Ania grała nam, jak dawniej, mówiliśmy o dawnych czasach, tamtych spokojnych i dobrych, zdawało nam się, że wróciły znowu.
Spałem w swoim dawnym pokoju i nazajutrz powróciłem do domu, żałując, że do Duwru jest parę godzin drogi.
Zamieszkałem u babki i zająłem się pracą autorską. Było mi tu tak dobrze i spokojnie, mogłem widywać Anię, ile razy chciałem, miałem tak blisko wszystkich ukochanych, bo i z Traddlesem łączyły nas częste stosunki, odwiedzaliśmy się nawzajem.
— Czy wiesz — zapytał kiedyś — co się stało z Heepem?
— Jestem szczęśliwy, że go nie spotykam i nie słyszałem o nim.
— Sfałszował znowu podpis i podniósł z banku cudzą sumę. Niedawno była sprawa. I dziwny zbieg okoliczności: siedzi w więzieniu, którego dozorcą jest obecnie... pan Creakle!
— Wszystko mi jedno — odpowiedziałem obojętnie — pragnę wspomnienie obu wykreślić z mego życia.
Pani Zofja była niezwykle wesołą i energiczną osóbką, rządziła mężem, dziećmi, gospodarstwem, nigdy nie brakowało jej humoru, wszędzie wnosiła z sobą trochę szumu, lecz zostawiała najmilsze wspomnienie.
Wolałem jednak moją cichą Anię. Coraz jaśniej zdawałem sobie sprawę, że kocham ją najszlachetniejszą miłością, która wzrastała ze mną, była szczęściem mego dzieciństwa, przetrwała burze życia i nic jej zachwiać nie zdoła.