Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/250

Ta strona została przepisana.

z wyjątkiem Zuzanny, która zwykle siedziała zaspana, podczas gdy ogień trzaskał w kominku i rozgorywające świece wtórowały mu smutno. Może ten trud usilny a właściwiej mówiąc poświęcenie niezrównane skłoniłoby nawet panią Czykk do przyznania swej krewnej godności imienia Dombi.
Wielką była jej nagroda, gdy w sobotę wieczorem, kiedy Paweł jak zwykle wziął się do lekcyi, usiadła koło niego i zaczęła mu wyjaśniać zawiłe ustępy, wyrównując trudną drogę szkolnej nauki. Paweł płonił się, uśmiechał, gorąco ściskał siostrę i tylko Bogu wiadomo, jak kołatało radośnie jej serduszko przy tem słodkiem wynagrodzeniu.
— O, Florciu! mówił — jak cię kocham, jak cię kocham, Florciu!
— I ja ciebie, mój najdroższy.
— Wiem, Florciu, wiem!
Nic więcej nie dodał i spokojnie spędził czas obok siostry. W nocy trzy czy cztery razy wracał do niej i zapewniał ją o swem przywiązaniu.
Odtąd brat i siostra w soboty nocą siadywali nad książkami, usiłując wedle możności ułatwić pracę na przyszły tydzień. Myśl, że pracuje tam, gdzie Florcia przedtem dla niego pracowała, nie szczędząc sił swych, podniecała go i ożywiała. Ale nadto Paweł miał od siostry istotną pomoc i może to uratowało go od