Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/290

Ta strona została przepisana.

— Panowie, lekcye wasze rozpoczną się na przyszły miesiąc dwudziestego piątego.
Tuts natychmiast włożył pierścionek, przybrał dumną minę angielskiego obywatela i w rozmowie z towarzyszami o byłym dyrektorze bez ceremonii nazwał go Blimberem. Staisi koledzy z zazdrością spoglądali na obywatela a młodzi nie mogli zrozumieć, dla czego Tutsa za tę niesłychaną zuchwałość burza nie zwiała z oblicza ziemi.
Przy śniadaniu nikt ani wspomniał o wieczornej uroczystości, lecz w domu przez cały dzień panował zamęt. Wieczorem sypialnia zamieniła się w magazyn białych kamizelek i krawatów i czuć było daleko woń spalonych włosów, tak że doktor Blimber, przesyłając swym pupilom pozdrowienie, polecił zapytać, czy się nie pali w ich pokoju. Służący wrócił z wieścią, że fryzyer, robiąc fryzury paniczom, zanadto rozgrzał szczypce w zbytnim swym ferworze.
Pomimo osłabienia i senności Paweł ubrał się na prędce i zeszedł do sali, gdzie już przechadzał się doktor Blimber, a wkrótce zjawiła się pani i panna.
Z gości pierwsi byli Tuts i Fider. Obaj mieli w rękach kapelusze, jak gdyby przyjechali z daleka, a gdy bufetowy ich zaanonsował, doktor Blimber rzekł: