Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/293

Ta strona została przepisana.

— Jaki to pokój? — spytała pani Skettls Melii.
— Gabinet doktora Blimbera.
— Badzo ładny pokój. A kto ten chłopczyk? Czy nie jeden z młodszych dżentlmenów?
— Tak.
— Jak się nazywasz, kochanku?
— Dombi — odrzekł Paweł.
Na to pan Barnet wmieszał się do rozmowy i oznajmił, że spotykał ojca Pawła na publicznych zebraniach i bardzo mu przyjemnie poznać syna. Paweł dosłyszał, jak zwrócił się do ledi ze słowami: City — bogacz — bardzo znany.
— Proszę ojcu przesłać wyrazy najgłębszego szacunku — kończył pan Barnet.
— Bardzo dobrze — odrzekł Paweł.
— Jaki rozumny chłopczyk — ciągnął pan Barnet. — Synu, zapoznaj się z młodym dżentlmenem. To taki dżentlmen, z którym możesz i powinieneś się zaznajomić.
— Jaka miła twarzyczka! Co za oczęta! Co za włoski! — wołała ledi, lornetując Florcię od stóp do głowy.
— Siostra moja, Florcia Dombi — rekomendował Paweł.
Skettlsowie zachwycali się. Całe towarzystwo udało się razem do sali. Pan Barnet wprowadził Florcię, a młody Skettls szedł z tyłu.