Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

Gorąca krew uderzyła do głowy Artura.
— Moja matka — przerwał jej żywo — miała z tym człowiekiem stosunki handlowe.
— Wątpię — odparła chłodno i dumnie miss Wade — interesów handlowych nie załatwia nikt o północy.
Artur milczał, miss Wade uśmiechała się złośliwie. Triumf nad zmieszanym Clennamem dał jej tyle zadowolenia, że prawie złagodniała.
— Sądzę, że nasza rozmowa skończona — przemówiła mniej twardo. — Może pan życzy sobie zobaczyć Henrykę?
Otworzyła drzwi i wezwała Tettycoram.
— Pan Clennam nie przyszedł po ciebie.
— Nie mam do tego prawa. Ale... może panna Henryka wie co o cudzoziemcu, którego poszukują, Blandois.
— Nic o nim nie wiem. Czy tamci wszyscy zdrowi? — zapytała mniej pewnym głosem.
— Kto taki?
— Państwo Meagles.
— Zdrowi. Czy istotnie widziano cię kiedyś przy sztachetach w Tuckenheim?
— Henrykę? — zawołała miss Wade wyniośle. — Nie bywa w tamtej stronie.
— Owszem... byłam niedawno... i przechodząc, zajrzałam do ogrodu przez sztachety. Czyż mi nie wolno? Nie było nikogo, okiennice zamknięte...
— Niewdzięczna! — zawołała miss Wade.
— Gdybyś chciała kiedy powrócić, przyjmą cię zawsze życzliwie.
— Nie wrócę nigdy. Miss Wade wie o tem tak dobrze, jak ja sama. Lecz jeżeli uciekłam tam z niewoli, to i tutaj nie będę niewolnicą.
Artur rzucił okiem na te dwie kobiety, które mierzyły się dumnem spojrzeniem, i zrozumiał, jak bardzo muszą sobie ciążyć.
Lecz z wyprawy do Calais wrócił przygnębiony. Nietylko