Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest, rzeczywiście — odpowiedział klient, kładąc ręce do kieszeni, opierając się o poręcz i patrząc prosto w oczy zwierzchnikowi firmy „Snitczy i Kreggs“. — Tak jest, zakochałem się.
— W bogatej dziedziczce? — spytał Snitczy.
— Nie, nie w bogatej dziedziczce.
— No więc poprostu w bogatej osobie?
— Nie, w bogatej, o ile mnie wiadomo, tylko pięknością i przymiotami duszy.
— A czy przynajmiej w panience? — zapytał porozumiewająco Snitczy.
— O, tak! — odrzekł klient.
— Poczekajno pan, czy to nie która z córek doktora Dżeddlera? — dopytywał się Snitczy, opierając się łokciami na kolanach i wyciągając naprzód szyję.
— Tak! — odpowiedział klient.
— Ale nie młodsza? — badał Snitczy.
— Panie Kreggs — rzekł Snitczy z ulgą na sercu — pozwól tabaczki; dziękuję. Bardzom rad, panie Warden, że z tego nic nie może być; ona już wyswatana, panie, już — narzeczona. Mój towarzysz może to panu poświadczyć; dobrze nam to wiadome.
— Może i mnie to wiadome — oświadczył klient spokojnie. — Ale cóż z tego? Obracając się w świecie, czyście nie słyszeli, iżby panna namyśliła się i odmówiła?