Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

łem, że mało było tych ludzi w stosunku do ilości pasących się zwierząt. Podeszli do nas, pozdrawiając przyjaźnie; dowiedziałem się od nich, że Melton ze swoją karawaną jeszcze nie przybył. Nie było w tem zresztą nic dziwnego, gdyż mormon nie mógł się spieszyć, z powodu ciężkich wozów i zwierząt jucznych.
Po pewnym czasie łąki ustąpiły miejsca polom uprawnym. Widziałem bawełnę i trzcinę cukrową, stojące w długich i szerokich rzędach; miejscami rosło indygo, kawa, kukurydza i pszenica, a wszędzie rzucał się w oczy brak robotników i, co za tem idzie, brak opieki nad roślinami. Wkrótce ujrzeliśmy sad ogromny, w którym znajdowały się prawie wszystkie drzewa owocowe Europy i Ameryki; na widok ich zdziczenia i wegetacji poprostu żal chwytał za serce. Skoro przejechaliśmy przez ten ogród, zobaczyliśmy wreszcie leżące przed nami zabudowania hacjendy. —
W owych okolicach, z powodu niepewnych stosunków, stawia się najczęściej większe hacjendy i estancje na podobieństwo obronnych twierdz i fortów. Gdzie tylko poddostatkiem kamieni, otacza się mieszkanie murem o takiej wysokości, ażeby ewentualni napastnicy nie mogli nań się wedrzeć. Jeśli niema tego materjału, zasadza się grube i gęste płoty z kaktusów i innych roślin kolczastych i pozwala się im rosnąć jak najwyżej; takie żywopłoty bywają zwykle uważane za wystarczającą ochronę; a jednak inteligentny napastnik nie uzna wcale takiego ogrodzenia za niezwyciężoną przeszkodę. —
Hacjenda del Arroyo leżała w górach; było zatem tyle kamieni do dyspozycji, że właściwie źle się wyraziłem, mówiąc, że zobaczyliśmy leżące przed nami za-