Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.
—   311   —

— Zaraz zobaczycie. Uważajcie!
Zdjęto z wozu płachtę, zniesiono jakiś długi, do kufra podobny, przedmiot, do którego przywiązany był człowiek.
— To trumna — rzekł Sam Hawkens — z wypalonych wewnątrz kloców, obciągnięta zmoczonemi skórami, które, wyschnąwszy, tak się ściągają, że trumnę szczelnie zamykają.
Niedaleko od miejsca, gdzie schodziła się główna dolina z boczną, wznosiła się skała, na której zbudowano z dużych kamieni otwarty ku przodowi sześcian. Obok leżało mnóstwo naznoszonych kamieni. Ku temu sześcianowi poniesiono trumnę wraz z przywiązanym do niej człowiekiem. Był nim Rattler.
— Czy wiecie, na co tam nagromadzono kamienie? — zapytał mnie Sam.
— Przypuszczam.
— No, na co?
— Budują grobowiec.
— Słusznie. Podwójny grobowiec.
— Dla Rattera także?
— Tak. Mordercę pochowają razem z ofiarą, co powinnoby się dziać po każdem morderstwie, gdyby to było możebne.
— To straszne! Być żywcem przywiązynym do trumny zamordowanego i wiedzieć zarazem, że to własne ostatnie łoże!
— Zdaje mi się, że naprawdę żal wam tego mordercy. Pojmuję to, że żebraliście jeszcze za nim, ale, żeby litować się nad nim, tego nie rozumiem naprawdę.
Teraz podniesiono trumnę w ten sposób, że Rattler stanął na nogach, poczem trumnę i jeńca przywiązano rzemieniami do muru. Czerwoni mężczyźni, kobiety i dzieci zbliżyli się i utworzyli półkole. Zapanowała głęboka, pełna oczekiwania, cisza. Winnetou i Inczu-czuna zajęli stanowiska koło trumny, jeden z prawej, a drugi z lewej strony. Wtem zabrał głos wódz:
— Wojownicy Apaczów zgromadzili się tutaj, by