Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

Po tych słowach skinął ręką poza siebie, oraz przed siebie, a potem dodał:
— Przybywam stamtąd, a tam zmierzam.
Ten człowiek zaczął mi się podobać. Uważał mię pewnie za zabłąkanego członka z grona niedzielnych myśliwych. Prawdziwy westman nie troszczy się o swoją powierzchowność i okazuje szczerą niechęć do wszystkiego, co czyste. Kto latami włóczy się po dzikim Zachodzie, tego wygląd zewnętrzny nie nadaje się do salonu. Taki westman domyśla się w każdym porządnie odzianym człowieku greenhorna, po którym nie można się spodziewać niczego dobrego. Ja właśnie zaopatrzyłem się był niedawno w forcie Wilfers w nowe ubranie, a broń zawsze lubiałem trzymać w porządku, a te dwie okoliczności nie dopuszczały pełnego uznania dla mnie w oczach sawannowego myśliwca. Dlatego nie wziąłem za złe tej lakonicznej odpowiedzi obcego, lecz odrzekłem spokojnie, wskazując tak samo, jak on przed siebie:
— To starajcie się dojść „tam“, ale uważajcie na czterech Indyan, którzy dążą za waszym tropem! Nie spostrzegliście ich chyba dotychczas?
Obcy utkwił we mnie jasne, bystre, oczka z wyrazem zdumienia i wesołości równocześnie.
— Nie spostrzegłem? Hihihi! Aż czterech Indyan jabym miał nie zauważyć! Wy naprzykład wydajecie mi się wcale szczególną figurą! Ci poczciwcy jadą za mną już od rana, ale ja się za nimi nie oglądam, gdyż sposoby tych panów są mi znane. Za dnia będą się trzymali w odpowiedniem oddaleniu, a spróbują podejść mnie dopiero, gdy się na noc ułożę. Ale bardzo się przeliczą naprzykład, gdyż urządzę im pierścień, po którym znajdę się na ich tyłach. Dotąd nie miałem jeszcze odpowiedniego terenu do tego. Będę mógł to zrobić dopiero tu między falami. Jeżeli chcecie się nauczyć, jak się do takiej rzeczy bierze stary westman, to zaczekajcie tu z dziesięć minut. Ale wy pewnie zaniechacie tego, gdyż człowiek waszego pokroju naprzykład dyabelnie nie ma ochoty wciągać do nosa indyańskiej perfumy. Come on, Tony!