Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

bokie i głuche; były moczary, koła i obłędy wodne i torfowiska przepastne, kosodrzewiną zarosłe. Był las smrekowy, pusty, milczący, gdzie tylko szumiał wiatr. Były zarośla i zagaje tajemnicze, trwożące, gdzie się księżyc krył i zkąd patrzał, jak upiór z wody wylazły, z mętnych topieli Dunajca. Były nakoniec z jednej strony góry Beskidy, z drugiej Tatry, cały łańcuch, jak stalowy mur.

W wieczornym mroku, we mgle szarej,
idzie przez łąki i moczary,
po trzęsawiskach i rozłogach,
po zapomnianych dawno drogach
zaduma polna, osmętnica...

Na wodę ciche cienie schodzą,
tumany się po wydymach wodzą...

Na Anioł Pański biją dzwony...

Szare się dymy wolno wleką
nad ciemne dachy, kryte słomą...

Na Anioł Pański biją dzwony...