Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

tać dużo nie trza, bo w łeb biją, w brzuch kopią, w plecy popychają, noga, to noga, a kula drewniana, to kula. Poszedł. Idąc myślał. Juści nie bez co ine go wygnali, ino bez té rany. Hej! To ci dopiéro śmierdzieć musi!... Bo on sam to i nie tak wiele czuł zarośniętym nosem.
Idzie i wyszedł na taki brzeżek nad potokiem, wysoki, turnisty a w potoku w dole kamienie nastyrmane, ostre głazy, jeden na drugim. Patrzy dookoła się — majowy był dzień, jasny. W polu robili ludzie, krzątali się, śpiewali. Wesoło było.
Niedaleko była kapliczka; Pan Jezus w niej siedział półnagi, w cierniowej koronie, pokrwawiony, i opierał brodę na ręce.
Przechodzi Walek mimo, spojrzał w kapliczkę, uwidział Pana Jezusa.
Jego tam nie uczył pacierza nikt, ale co nie co wiedział o Panu Bogu. Wiedział i słyszał, że ludzie pacierze mawiają, mo-