Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

pie, o ogromnych fabrykach, jakie widział, o bogactwach sklepów, o prześlicznych koniach, powozach, strojnych paniach, o teatrze, w którym był trzy razy i dość nadziwić się mu nie mógł.
— Toć chyba sami bogacze w onej Warszawie mieszkają, — rzekła Franusia.
— Gdzie tam, gdzie tam, — odrzekł Piotruś, — są bogacze i ludność pracująca, i nędzarze tacy, że nasz Błażej Pokrzywa, w porównaniu z nimi, magnat nad magnaty. Jak w dużem mieście, Franeczko, tam jest dużo ludzi, dużo dobrego, dużo złego, dużo bogactwa, dużo nędzy... wszystkiego dużo... bardzo...
— A cóż ja ci, Piotrusiu, opowiem? — rzekła dziewczyna... — u nas tu zawsze jednakowo: cicho, biednie, nic nie błyszczy, nic ciekawego niema; jak dziś, tak jutro, od dnia do dnia, od roboty do roboty, w święto czasem rozrywka, ale nie taka, jakie ty tam w Warszawie miewałeś... Ja nie mam nic ciekawego do opowiedzenia ci...
— Powtórz tylko, żeś mi życzliwa, żeś tęskniła za mną, a to mi będzie najciekawszem, najmilszem opowiadaniem.


ROZDZIAŁ CZWARTY.

Było chłodno, deszcz chlapał, świat wydawał się szary i smutny, zboża z pól już sprzątnięto, tylko rżyska szczotkowato na roli sterczały, lub szarzyły się świeże podorywki i czerniły łęciny niewykopanych kartofli. Gdzieniegdzie gromadka