Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.
V.
Marya Stuart.

To nie królowa, lecz kobieta — dziecię piękne i kapryśne, fantastyczne i uczuciowe, uważające wszystko i wszystkich za cacko, do któregoby się zawsze uśmiechać powinno. Marya powielekroć przypomina sobie, że jest królową: powtarza ten wyraz z upodobaniem, może z dumą nawet; ale tak, jakby z usunięciem tego wyrazu zmieniała się zarazem i istota rzeczy... Nigdy zapomnieć nie może, że niedawno jeszcze w „kraju Franków“ kochała wszystkich „równo od wszystkich kochana;“ że „z dziecinnym śmiechem“ nowe przywdziewała klejnoty; że z „dziecinnym śmiechem“ cichych westchnień słuchała; że z „uśmiechem“ trefiła przed zwierciadłem włos złoty, przeplatając różami, „trefione pierścienie!...“ Pieszczona i uwielbiana, nie doznawała najmniejszéj przykrości. A teraz złota korona i kłopoty rządów usuwają zprzed niéj krajobraz świeżéj zieloności, podsuwając za to widoki ochrypłych purytańskich jęków śród trupiarni wesela i radości... Smutna téż jest i przygnębiona, czas jéj upływa pomału, nudzi się i szuka rozrywki w uczuciu. Uczucie to jest przemienne, jednodniowe; nie gruntuje się na zadowolnieniu jakichś potężnych pragnień serca — ale na miłych wrażeniach, działających na wyobraźnią. Lubi i sopran pazia i tenorowy głos Rizzia i baryton Bothwella. Wszystko u niéj zależy od wrażenia chwili, od podraźnienia jéj próżności. Jeżeli Rizzio udaje obojętność, Marya staje się czulsza, pyta się głosem miękkim, łagodnym: „Rizzio, czemu tak zbladłeś? — Rizzio, tyś jak dziecko słaby!“ Ale niedługo potém, jak tylko Rizzio gorętszém odezwał się zaklęciem, mówi mu