Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

odpędził. Król zaś daleki od tego, aby sprawiedliwości odmawiał, chętnie ją każdemu wydzieli, ale po nią z krzykiem i wrzaskiem ludzie nie przychodzą, tylko skromnie i z uszanowaniem. Jest sąd i sędziowie naprzód.
— Nie ma sądu i sprawiedliwości dla biednych, przerwał mowę zuchwale bursista, nie ma nam sądu i króla. Ani ogromność przestępstwa, ani krew pobitych, ani łzy i krzyki nasze, które boleść nie zuchwalstwo wycisnęło — nie przyniosło nam jej.
Paulatim mój malcze, rzekł Grabia, dziwując się trochę dzikiej wymowie ubogiego mówcy, której mocy jesta i wyraz oczu dopomagał. — Król srodze na Waszmościów rozgniewany jest, żeście tu takiego wrzasku i przestrachu mu na jego zamku narobili, czego te mury pewnie od początku swego nie widziały.
— Mogę, rzekł Maciejowski, zaręczyć Waszmościom imieniem króla pana naszego, że słudzy ks. Czarnkowskiego ukarani zostaną, skoro sprawa jak się należy przed sąd się wytoczy.
— Słudzy? zawołał student — słudzy księdza, a czemuż nie ksiądz? — dla tego może, że waszym i brata waszego przezacny panie jest przyjacielem, że jest możny i bogaty? — A przecież oto wszyscyśmy widzieli jak na sług wołał ażeby nas bito. Ksiądz Czarnkowski więcej winien niż słudzy, na niego to u króla krzyczym sprawiedliwości — ale przez mur wasz krzyki te nie dójdą, by był i sam zabójcą. Waszmość przyjaciela i towarzysza zasłonić potraficie.
— Żaku! — przerwał Maciejowski, zapominasz do kogo mówisz! Jestem jego przyjacielem i tego się nie powstydzę, by i przed oblicznością świata całego; ale nigdym winnego płaszczem moim nie zakrył. Gdybyś