Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

— A wy, odezwał się do towarzyszów, coście tu próżną znęceni przyszli nadzieją — idźcie. Pójdziem w świat z Krakowa i szkół, odpycha nas król, swoi nas zabijają i pastwią się nad nami, urągając żalom nawet naszym — czegoż jeszcze czekać będziem?
Natychmiast w tłumie ozwały się przenikliwe, bolesne, krzykliwe głosy ze stron wszystkich gromady wyskakujące, która z lamentem i wrzaskiem jak przyszła, nazad z zamku wychodzić zaczęła rozsypując się po mieście z żalem i płaczem, narzekając przed mieszczany i wszystkiemi kogo na drodze spotkali na gwałt i niesprawiedliwość.
Zaledwie odeszli, a wrzaski ich jeszcze odzywały się zdaleka i dochodziły ucha mieszkańców królewskiego na Wawelu zamczyska, gdy dworzanin pokojowy J. K. Mości nadbiegł ku panu Grabi i Maciejowskiemu z rozkazem, ażeby do króla co najprędzej spieszyli.
Poszli.
Jeszcze pan podkanclerzy drzwi był nie uchylił od komnaty, w której król niespokojnie przechodził się wielkiemi kroki, a już August z pośpiechem u drzwi stanął i zapytał przybywających.
— Cożeście Waszmości z tą gawiedzią zrobili?
— Odprawiliśmy ją Najjaś. Panie, jakeśmy mogli najprędzej, odpowiedział Grabia. Chociaż nie mało było lamentów i niesłusznych narzekań na niesprawiedliwość i ucisk. Ba i nam Najjaś. Panie dostała się część tego.
— Niech to Waszmość nie boli, że nierozumne gołowąsy ściśnione żalem mogli coś przegadać. By i na mnie co powiedzieli, nie rozgniewa mnie to, bo na nierozum się obruszać, jest to być samemu nierozumnym. Mu-