Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

siał tam każdy coś przekroczyć, gdzie sam żal był przewodnikiem i języka panem. Lecz zapewniliście ich Waszmość, że sprawiedliwość dana będzie?
— Postokroć im to powtarzałem, rzekł Maciejowski, chociaż słuchać nie chcieli i wciąż bezustannie narzekali. Mądry by był kto by ich tam przekonał.
Król chodził i myślał, obrócił się potem i rzekł:
— Jesteścież Waszmość pewni, że ks. Czarnkowski nie winien nic, a tylko go o to obwiniają za sługi?
— Ani chwili wątpić o tem nie można. Najjaś. Panie rzekł spiesznie Maciejowski, znasz W. K. Mość, znamy i my wszyscy ks. Czarnkowskiego z jak najlepszej strony. Daleki od tego aby miał się znęcać nad nędznemi, lub ujmować za nierządnice, słynie pomiędzy stanu swego ludźmi jako najczystszych obyczajów i wielkiej nauki człowiek. W zacnym urodzony jest domu, wielkiego pokrewieństwa, łaskawy przytem i mądry, z bratem moim Samuelem i ze mną ścisłą połączony przyjaźnią.
— I dla tego to zapewne, rzekł król uśmiechając się, tak żarliwie go bronicie?
— Bynajmniej, odpowiedział trochę urażony Maciejowski — stanie on i sam z tłómaczeniem przed tron W. K. Mości i wiemy, znając go, że się niewinnym okaże.
— Daj Boże! rzekł król, boć trzeba nakoniec pokazać im, że u mnie zbrodnia, by i w szkarłacie chodziła czy w fioletach, nie ma przytułku i obrony. Surowością całą moją okażę im, jak niesłusznie po mieście skargi na mnie roznoszą. Ale im tego nie daruję, dodał po chwili, że mnie tak naszli na zamku. Przykażcie Waszmość sądom, aby się rozeznaniem zajęły bez odwłoki,