Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

szany stał w milczeniu. Jeden biskup Samuel, nie zmienił twarzy i bacznem okiem tylko na obwinionego poglądał. Student jeden wyrwał się z grona i z zapaloną twarzą występując zawołał:
— Cóż N. Panie, kiedy właśnie jego świadki przeciw niemu świadczą?
W milczeniu powszechnem oczekiwano odpowiedzi obwinionego, który uporczywie milczał. Król zachmurzał czoło coraz bardziej i poglądał na biskupa Samuela, jak by chciał mu dać do zrozumienia, co myślał o tej sprawie.
Ten zaś co oddał tak niesłuszne świadectwo, bezwstydny wzrok wiodąc tu i owdzie po sali, rzucał czasem ukradkiem spojrzenie na wykwintne suknie swoje, czyli na nim tak leżały, jak sobie życzył. Ksiądz milczał.
Wystąpił z kolei świadek jego drugi, ks. Wojna, ale zeznanie jego brata i dwóch księży którzy przed nim jeszcze w kilku słowach rzecz opowiedzieli, jego zdanie zmieniło. Po niedługiem wahaniu, niechcąc zaprzeczać w brew swoim i gniewać króla, broniąc widocznie potępionego w oczach wszystkich księdza, tyle tylko powiedział:
— Nie mam nic więcej do przyłożenia N. Panie, do tego co mój brat miał szczęście złożyć do ucha W. K. Mości. Było tak, żeśmy wieczerzali z ks. Czarnkowskim; lecz co się stało po wieczerzy nie wiemy, bo i czas rozruchu niewiadomy.
— Za pozwoleniem W. K. Mości, odezwał się nareszcie obwiniony. — Ośmielam się przypomnieć księdzu Wojnie, że w pół prawie wieczerzy przybiegł chłopak oznajmując co się dzieje około WW. Świętych, że tam lud jakieś rozruchy poczyna.