Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

Moja Julka utrzymuje, że ja tu we Lwowie, uspokoiwszy się nieco, wyładniałam, wybielałam, że oczy nabrały blasku, żem jednem słowem odmłodniała — ale cóż mnie to obchodzi.
W ulicy spotkaliśmy się z Antosią, która stanowczo, jak widzę — nie chciała ze mną zawiązywać stosunków. Ranek był taki ładny, żem do kościoła wyszła piechotą, wziąwszy tylko służącego, który niósł moje książki i poduszkę. — Przed samym kościołem, oko w oko zeszłyśmy się z Antosią, która się zarumieniła mocno i jakby cofnąć chciała.
Widząc jednak, że ja się uśmiecham i rękę wyciągnęłam, ku niej, przystąpiła bliżej do mnie... Była ubrana bardzo wykwintnie, ale nie bardzo smacznie... Wymówiłam jej to raraz, że wiedząc o mnie i o moich nieszczęściach, odwiedzić dawnej przyjaciółkę nie chciała...
Moja droga — odezwała się — bolało mnie to — ale trudno mi było postąpić inaczej. Wasz świat, a mój, to są dwie odrębne zupełnie sfery, które nigdy w jedną się zlać nie mogą. Wy należycie do starych panów tego kraju, my do tych, co może kiedyś panować będą, a dziś ku temu środki zbierają. Wy przyjmując nas, musicie zawsze sądzić, że nam łaskę czynicie, my u was czujemy się nie swoi i jakby upokorzeni... Ja cię kocham po staremu, ale