Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

zobaczy, co robi. Nie bez przyczyny bowiem od dwóch dni obiadu w domu nie jadł, i zapowiedział Dorocie, żeby sobie tylko gotowali, bo chyba na wieczerzę będzie mógł powrócić.
Oglądając się, rozgadując po drodze, wstępując do otwartych kościołów, stary Maciej powlókł się o kiju od krakowskiego przedmieścia, od kapucynów począwszy do Grodzkiéj aż ulicy; zawrócił się potém ku dominikanom i jezuitom, ale napróżno oczy wytrzeszczał, nigdzie Tadeusza nie odkrył. Uparty, cały dzień tak błąkał się ze swemi pęcherzami pełnemi tabaki, rozpytywał ludzi, śledził, nadaremnie. Sprzedał tylko kilka funtów maciejówki, napił się miodu u Indyka (tak zwano szynkownię u żydowskiéj a raczéj Grodzkiéj bramy) i mrokiem już przyszedł nazad z niczém. Dorota postanowiła nazajutrz sama w ślad pójść za swoim paniczem.
Nocką już przyszedł on do dworku, kazał sobie dać wody do umycia, która, jak uważała Dorota, była czegoś dziwnie ciemna, jak gdyby się panicz czém powalał, zjadł trochę nawarzonego krupniku i chleba kawałek, zapisał coś sobie i spać się położył. Ledwie na brzask było, już posłyszeli starzy, że ognia krzesał, ubierał się i zabierał do wyjścia, a Dorota, która dla pewności ubrana spać się położyła, poniosła mu piwo grzane, za które jéj podziękował z uśmiechem dawno niewidzianym, ale pił je, już w opończę się uwinąwszy, w czapce na głowie i poparzywszy rękę z pośpiechu, umknął z domu jak złodziéj. Stara Dorota, któréj ciekawość sił dodawała, w minutę pobiegła za nim, ale go już spostrzegła daleko przed sobą, a że musiała unikać, by jéj nie zobaczył, i kryć się w pustéj jeszcze ulicy, straciła go z oczu koło ratusza — błądziła, błądziła i z niczém, jak Maciej, powróciła.
Wielki to był tryumf dla starego stangreta, który dowodził, że wszystkie śledzenia będą próżne.
— Zobaczymy — odpowiedziała kobieta — zobaczymy... jutro ja się lepiéj jeszcze nasadzę...
Jakoż następnego poranku trochę więcéj dowiedziała się Dorota, zobaczyła go bowiem koło ratusza wchodzącego do jakiéjś kamienicy, w któréj znikł. Czekała, czekała długo, czy z niéj nie wyjdzie; koło południa poszła wewnątrz, ale z wielkiém strapieniem przekonała się, że kamienica była przechodnia.
Maciej śmiał się do rozpuku, ale trzeciego dnia zaparłszy dobrze dworek, sam poszedł z Dorotą; znowu Tadeusz wszedł do téj-że kamienicy, z któréj jednego wyjścia pilnowała służąca, drugiego stangret. Stali tak niezmiernie długo i nie zobaczyli go wychodzącego. Dorota utrzymywała, że go Maciej prześlepił, on, że się ona zagapiła, pokłócili się mocno i powrócili do domu. Staremu przyszło na myśl zasadzić się już wieczorem, azali on po mroku z tegoż