Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

ni sobie życzy jechać do Żmurek czy do Wierzchówki? widzi pani żem grzeczny i powolny, choć uchodzę za gwałtownika i gbura?
Po tej rozmowie głuche zapanowało milczenie, matka stała z rękami załamanemi, nie wiedząc co mówić, co począć — córka oczyma zdawała się wyzywać Zbisława do walki, który nie zlęknione stawił czoło temu wzrokowi strasznemu groźbami.
— Panie Zbisławie — zaczęła wreście matka drżącym głosem — czyż się to tak godzi? czyż tym sposobem dobija się miłości kobiety...
— Pani dobrodziejko — rzekł Zbisław, tu nie idzie o miłość ale o honor mój. Jeśli Domcia mnie kochać nie chce czy nie może, a woli białokurego amanta który jej obronić nie umiał — wolna wola! nie tamuję drogi, nie dobijam się serca... ale żonę której u ołtarza przysiągłem i która mi przysięgła mieć muszę. Czy my się potym złączymy czy rozejdziemy... a! to już panu Bogu wiadomo... Tym czasem niech mnie Tatar sądzi, czy ja prawa nie mam??
I było milczenie bez odpowiedzi długo. Domcia zdawała się namyślać.
— Moje dziecko — szepnęła błagająca matka do niej.