Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

ale ten uparty był — ani się podniósł — podzieliło się więc towarzystwo na dwa obozy, na tych którzy natychmiast Żmurki mieli opuścić i łagodniejszych, co już łapy szerokie podawali gospodarzowi.
Tomaszewski wstał, wąsy utarł, serwetę rzucił, pasa obciągnął i rzekł:
— A no, nie ma tu co popasać... dopóki nas potrzebował, wszystko mu było dobre... teraz już my mu ciężarem, więc się pozbyć trzeba... Ot co — mam tego za cztery litery kto zostanie.
Łagodniejsi powstali.
— Słuchaj no, Tomaszewski — zawołał Barański, jam wolny szlachcic, ja niczyjego despotyzmu nie cierpię. Jak mi ty mówisz że masz za cztery litery kto zostanie, ja ci mówię bez liter, że mam za kpa, kto z tobą pójdzie! Ot co!
Wielki wszczął się certamen.
— Tu się bez szabli nie obejdzie, dorzucił Tomaszewski — to darmo, sprawa gardłowa.
— Moi panowie, ozwał się gospodarz, bardzo was proszę mi mojego pierwszego dnia w Żmurkach nie zakrwawiać — byłby zły omen — Chcecie się posiekać — i owszem, służę, ale nie dziś i nie tu.
— Cóż to tu, kościół? spytał Tomaszew-