Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

nie dojeżdżających, to się szkapa znowu odsadzi i tylko wołanie z tyłu... a co zwolni biegu zmęczony karoszek, znowu na kark nalecą... i znów weźmie się a odsadzi... Horwat wcale nie wiedział ani dokąd jechał, ani co się z nim stanie... koń z nim w gąszcze poszedł dróżyną. Z tyłu jeszcze słychać było pogoń długo, długo, aż nareszcie ucichło zupełnie i nieszczęśliwe konisko padło na drodze.
W tej pogoni pan Zbisław nie długo się nużył, oddawszy ją na ludzi wrócił do domu, a wróciwszy choć pora była bardzo późna, poszedł wprost do pokoju żony.
Na pozór był spokojniuteński, ale w nim wrzało. Zapukał raz — nic. Drugi — cicho, za trzecim panna Filipina — Kto tam?
— Ja — otwierać proszę.
— Pani chora, śpi.
— Otworzyć mi zaraz, zawołał Zbisław, muszę dwa słowa pomówić, i to zaraz. Dwa słowa, więcej nie chcę nic.
— Nie otwierać — odezwała się Domcia, tupiąc nużką, gdyż stała jeszcze nie rozebrana.
— Otworzyć!
— Pani nie każe.
Zbisław, który miał siłę niezmierną, a gdy był gniewny jeszcze się w nim podwa-