Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/227

Ta strona została przepisana.

i sprzymierzeńcami pragnęłaby być jak największa liczba ludzi, nieprzyjaciółmi zaś i wrogami — jak naj­mniejsza? Tak więc, Hippiaszu, ja twierdzę, że prawne i sprawiedliwe jest to samo, jeżeli zaś jesteś przeciwnego zdania, dowiedź tego.
— Nie zdaje mi się, abym mógł mieć inne zdanie o sprawiedliwości, niż to, któreś ty teraz wypowiedział.
— Lecz czy wiesz, że są pewne niepisane prawa?
— Wiem; są to te prawa, które mają jednakową siłę we wszystkich krajach.
— Czy mógłbyś twierdzić, że je ludzie ustanowili?
— Jakżeby to, Sokratesie, stać się mogło, skoro ani wszyscy zebraćby się razem nie mogli, ani też nie władają jednakową mową?
— Któż więc, podług ciebie, Hippiaszu, ustanowił te prawa?
— Sądzę, że bogowie dali te prawa ludziom; za najpierwsze bowiem prawo u wszystkich narodów uważa się oddawanie czci bogom.
— Czy nie wszędzie również, Hipppiaszu, uznaje się za prawo — cześć dla rodziców?
— Tak, i to również.
— A to, że niewolno rodzicom z dziećmi zawierać małżeństwa, i odwrotnie?
— Wcale nie zdaje mi się, Sokratesie, aby to prawo pochodziło od bóstwa.
— Dlaczego, Hippiaszu?
— Bo wiem, że niektórzy je przekraczają.
— Przecież i wiele innych praw ludzie łamią. Lecz ci właśnie, którzy gwałcą prawa, dane przez bogów, ponoszą karę, której uniknąć człowiek żadną miarą nie może; gdy tymczasem niektórzy z tych, co przekraczają prawa ustanowione przez ludzi, unikają