Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —


odwagi ozdobić się niebieską wstążeczką na szyję i ładnem uczesaniem.
— Co z tego, że mi będzie do twarzy, kiedy mię zobaczą tylko te nieznośne dzieciaki, i skoro nikt o to nie dba, czym piękna, — mruczała, zamykając z trzaskiem szufladę. — Będę musiała pracować, męczyć się całemi dniami, zaledwie kiedy niekiedy używać rozrywki, zestarzeć się, zbrzydnąć i skwaśnieć tylko dlatego, żem uboga — i że nie mogę używać życia jak inne dziewczęta. To okropne.
Zeszła na dół z niezadowoloną twarzą i wcale nie była przyjemna przy śniadaniu. Już to dnia tego wszystkie zdawały się nieswoje i skłonne do utyskiwań. Elizę bolała głowa, położyła się więc na sofie, pocieszając się kotką z trojgiem kociąt. Amelkę niecierpliwiło to, że nie umie lekcji i że nie może znaleść kaloszy. Ludce chciało się gwizdać, i wybierała się hałaśliwie. Panią March bardzo zajmował list, który chciała zaraz po skończeniu wyprawić. Anna gderała, bo jej nie służyło późne kładzenie się.
— Cóż za kwaśne grono! — wykrzyknęła Ludka ze złości; wylała bowiem atrament, zerwała sznurowadła od bucików i usiadła na swym kapeluszu.
— A tyś najkwaśniejsza ze wszystkich! — odrzekła Amelka i obmyła te niepowodzenia łzą, co jej spadła na talerz.
— Elizo, jeżeli nie będziesz trzymać tych szkaradnych kotów w piwnicy, to je potopię! — zawołała gniewnie Małgosia, napróżno chcąc się pozbyć kota, który jej się uwiesił na karku i ciężył jak kamień młyński, a nie mogła go schwytać.
Ludka śmiała się, Małgosia gderała, Eliza kwiliła,