Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.
54

żółty płomień i białą świecę i opowiadali o tem pełni zdumienia.
Wtedy śmiały się wesołe, młode panny z Bergi, mówiąc, że sędziostwo chyba widzieli stracha, gdyż im wyszły świece jeszcze w marcu, kapitan zaklinał się na wszystko, że od kilku tygodni nikt nie mieszka w pokoju gościnnym; ale żona kapitana zamilkła i zbladła, gdyż ta biała świeca o jasnym płomieniu zwykła się była ukazywać, gdy ktoś z jej rodziny miał zostać wybawiony przez śmierć wybawicielkę.
Wkrótce potem, pewnego ślicznego dnia sierpniowego powrócił Ferdynand ze swoich pomiarów w północnych lasach. Wrócił blady, chory, z nieuleczalną chorobą piersiową, a matka, popatrzywszy tylko na niego, zrozumiała, że umrzeć musi.
Miał więc umrzeć ten dobry syn, który swoim rodzicom nie sprawił nigdy najmniejszej przykrości. Miał umrzeć młodzieniec pełen nadziei, porzucić rozkosze tego świata, piękną, ukochaną narzeczoną rozległe dobra, wielkie huty, które miały się stać, jego własnością.
Nakoniec blada moja przyjaciółka podczas zmiany księżyca nabrała odwagi i udała się pewnej nocy do budynku mieszkalnego. Wiedziała, że mieszkańcy Bergi swobodnie zaglądają w oczy głodowi i nędzy, dlaczegożby jej nie mieli przyjąć z radością?
Cicho przemykała się po żwirowej ścieżce i ciemny cień rzucała na murawę, na której w promieniach księżyca błyszczały kropelki rosy. Szła pochylona, wychudła, trzymając kosę ukrytą w fałdach płaszcza, a sowy i nietoperze latały naokół niej.