Strona:PL Lange - Stypa.djvu/190

Ta strona została przepisana.

w tem dziecku istotę, która się w niej dopiero jutro rozwinie; kochałem w niej to, co będzie. Rodzice z dzieckiem później wyjechali — i nie wiem, co się z nią stało. Kochałem jeszcze — lękam się wyznać — kochałem sztuczny model, lalkę, podług której malowałem obrazy w braku osoby żywej... Była to lalka kauczukowa, wielkości ludzkiej naturalnej, zbudowana kunsztownie, tak, że nawet wyraz twarzy był cale człowieczy — i w gruncie mało czem się różniła od istoty żywej. Miała uśmiech jednostajny, — milczała nader wymownie — poruszała się stosownie do mojej woli — słowem, była to wiecznie jedna i ta sama, gwiazda stała, w której nigdy żadnej odmiany nie można było przewidzieć — łagodna, cicha, posłuszna. Ubierałem ją w piękne, barwne suknie, w kwiaty i klejnoty... Obmyślałem dla niej różne rozmowy, tak, że w imaginacyi rozmawiała ze mną czasami bardzo inteligentnie, czasami bardzo tkliwie. Niezrównana była w dyalektyce. Obmyślałem nadzwyczajne epizody jej życia — i tworzyłem sobie cudowną baśń o niemej królewnie. Ale nakoniec odkryłem prawdę: ona nie była żywą — i przestałem ją kochać, tembardziej, że inne widziadło znowu opanowało moją duszę. Na mej ulicy widywałem codziennie samotną dziewczynę, która się pokazywała koło siódmej wieczorem, a koło drugiej po północy znikała... Błąkała się tak po całej dzielnicy, jak Wenus, z nieba na śmietnik wygnana... Miałem dla niej szczególne współczucie i układałem sobie od czasu do czasu tragedyę jej życia — i to, co mogłoby być, gdyby... Mogłaby być heroiną, mogłaby być wielką damą, mogłaby być wielką artystką, bojownicą prawdy... Była bardzo ładna, a zwłaszcza miała w oczach przedziwną niezgłębioną