Strona:PL London Biała cisza.pdf/21

Ta strona została przepisana.

nocy, ale w tak cieżkiem położeniu znajdował się poraz pierwszy. Rozumując logicznie, sprawa przedstawiała się całkiem jasno: z jednej strony — możność ocalenia życia trojga ludzi, z drugiej — jedno gasnące istnienie. Ale nie mógł się nie wahać. Pięć lat składało się na ich przyjaźń; w ciągu pięciu lat przywykli stać ramię przy ramieniu na rzekach i na lodowych równinach, wspólnie zaglądać śmierci w oczy, wspólnie znosić powodzie i głodówki. Byli tak do siebie przywiązani, że chwilami Malmut czuł, iż jest zazdrosny o przyjaciela nawet w stosunku do Ruty. A teraz własnemi rękami zmuszony będzie przeciąć pasmo drogiego mu życia?
Modlił się gorąco, by napotkać jelenia, jednego jedynego jelenia, ale zdawało się, jakby wszystko, co żyje, porzuciło tę straszliwą okolicę; pod wieczór wracał do obozowiska bezsilny, zrozpaczony. Wtem usłyszał wściekłe ujadanie psów i przenikliwe krzyki Rut; puścił się więc pędem przez las.
Rut stała pośród sfory psów i opędzała się im toporem. Psy, widocznie, zbuntowały się przeciw żelaznemu prawu człowieka i napadły na zapasy żywności. W tej dzikiej, pierwotnej walce człowieka ze zwierzętami, w walce o życie, o istnienie, Kead rzucił się na pomoc Rut. Topór Ruty i kolba Keada opadały na głowy i grzbiety psów, które już to przyskakiwały do nich z błyskawiczną szybkością, już to, rycząc, wiły się po śniegu, z dziko płonącemi oczami i wyszczerzonemi zębami. Wreszcie pobite zwierzęta zrezygnowały z walki i pokładłszy się daleko od ogniska, jęły