Strona:PL Lord Lister -06- Diamenty księcia.pdf/8

Ta strona została uwierzytelniona.
4

Chciał wejść do jednej z sal, lecz drzwi były zamknięte na klucz. Nagle znalazł się wśród grupy urzędników.
— Oto on, Raffles! — krzyczano dokoła.
Raffles począł rozdzielać na prawo i lewo potężne ciosy. Urzędnicy rozbiegli się jak stado spłoszonych wróbli.
Tajemniczy Nieznajomy począł posuwać się zwolna długim korytarzem. Doszedł już właśnie do końca, gdy nagle wynurzyła się przed nim wysoka postać, o chudej, pomarszczonej twarzy.
— Uciekaj pan, na Boga! — rzekła postać. — Tędy przejście wzbronione!
Raffles nie miał czasu na dyskusję. Silnym uderzenie pięści rozłożył człowieka na ziemię i skoczył do drzwi. Były zamknięte na klucz. Sytuacja stawała się coraz groźniejsza.
— Co pan robi? — rzekł człowiek, wstając z trudnością. — Niechże pan wraca czemprędzej. Rozkazuję panu! Jestem dyrektorem tego banku.
— All right. — odparł Raffles. — Jedną ręką objął człowieka, uniemożliwiając mu ruchy, drugą zaś skontrolował zawartość jego kieszeni. Znalazł przy nim pęk kluczy. Jednym z nich otworzył zamknięte drzwi, w momencie gdy Baxter pojawił się wraz ze swymi ludźmi na drugim końcu korytarza.
Raffles zamknął spowrotem drzwi na klucz, wyjął z kieszeni latarkę elektryczną i rozejrzał się dokoła.
Znajdował się na schodach, wiodących do sklepionego podziemia. Z szybkością, na którą pozwalały mu ciemności, zbiegł ze schodów. Znalazł się w przestronnym miejscu, z którego napróżno szukał wyjścia. Postąpił kilka kroków naprzód i potknął się. Prawą ręką dotknął śliskiej masy.
Podniósł się przerażony i skierował światło latarki na ziemię.
Miał przed sobą trupa człowieka ohydnie zmasakrowanego.
W tej samej chwili gdy Raffles uczynił przerażające odkrycie, inspektor Baxter rozkazał przynieść siekierę dla wyrąbania zamkniętych drzwi.
Nie ustępowały łatwo.
— Czy pan nie słyszał, inspektorze? — spytali nagle agenci, przerywając pracę.
Baxterowi również zdawało się, że słyszy huk wystrzału.
— Niech skonam, jeśli w tej chwili tam na dole nie rozgrywa się jakiś dramat — rzekł jeden z agentów.
Zdwoili wysiłki i wyważyli wreszcie drzwi.
Znaleźli się na schodach prowadzących do podziemi. Nagle okrzyk przerażenia dobiegł do ich uszu. Zapanowała cisza.
— Naprzód! musimy wyświetlić sprawę — zawołał Baxter.
Agenci policji zbledli: Rzężenie umierającego wyraźnie dochodziło do ich uszu. W świetle latarek elektrycznych policjanci ujrzeli w środku podziemia leżące na plecach zwłoki ludzkie.
Dyrektor banku drżał jak w febrze. Inspektor Baxter pochylił się nad zmarłym. Był to Raffles. Dokoła niego czerwieniła się kałuża krwi, którą splamione było palto jego, ręce oraz twarz. W miejscu, w którym prawdopodobnie przeszła kula, włosy zlepiły się w twardy kosmyk.
Był to niewątpliwie Tajemniczy Nieznajomy. Inspektor Baxter zdjął czapkę i rzekł z fałszywą powagą:
— Niech Bóg ma litość nad jego duszą.
— Amen — odparli agenci. Jeszcze jakiś człowiek leży rozciągnięty na ziemi! — dodał jeden nich.
Jak tygrys skoczył Baxter do nowego trupa. Był to człowiek, którego twarz i ciało zmasakrowane były nie do poznania. Conajmniej dwadzieścia ran pokrywało jego ciało. Inspektor Baxter przeszukał zwłoki. Nie znalazł nic, coby mogło ustalić ich identyczność.
— Proszę, abyście panowie przeprowadzili dokładne dochodzenie w tej sprawie, — rzekł dyrektor banku. — To okropne! Co się tu mogło stać? Jeżeliby się okazało, że znosi się tutaj trupy zzewnątrz godziłoby to w opinię zarówno moją, jak i banku.
— Proszę się nie obawiać, dyrektorze — rzekł inspektor Baxter. — Chcielibyśmy otrzymać do naszej dyspozycji jedną z sal. Złożymy tam ciała aż do wieczora. Przed wieczorem zabierzemy je dalej.
Jeden z agentów pobiegł po lekarza.
— Nie żyje — rzekł doktór, pochylając się nad zwłokami pokłutego nożem człowieka.
Następnie obejrzał uważnie Rafflesa i pokiwał głową.
— To samo — rzekł — Co się tu stało?
— Oddałbym dziesięć lat życia, żeby to wiedzieć — rzekł Baxter. — Nigdy jeszcze nie byłem świadkiem podobnego wypadku. I znów ten przeklęty Raffles. Nawet po śmierci płata mi kawały? Czy nie mógłby umrzeć normalnie, jak każdy inny, przeciętny śmiertelnik?
Inspektor Baxter po raz trzeci obejrzał uważnie wnętrze podziemi.
— I znów nic — rzekł zdesperowanym tonem.
— Co miał pan na myśli, inspektorze? — zapytał jeden z agentów.
— Myślałem, że popełnił samobójstwo. W tym wypadku musielibyśmy znaleźć broń, z pomocy której zabił się.
— To prawda — odparł detektyw.
Popełniono dwa morderstwa, których przyczyna pozostawała w dalszym ciągu niewyjaśniona. Zabójca zniknął w tajemniczy sposób.
Inspektor Baxter rozkazał przewieźć zwłoki do wskazanej przez dyrektora sali. Postawił dwóch policjantów na warcie, do czasu zabrania zwłok.
Wypuścił wreszcie z banku uwięzioną publiczność i sam udał się do Scotland Yardu.
Tegoż wieczora pisma podały sensacyjną wiadomość, że Tajemniczy Nieznajomy, Raffles, nie żyje.
Ludzie bogaci, żyjący ciągle pod grozą niespodzianych odwiedzin lorda Listera, odetchnęli z ulgą. Biedacy, których był jedynym opiekunem, przyjęli tę wiadomość z żalem i smutkiem.

Tajemniczy Nieznajomy żyje!

Raffles leżał rozciągnięty na drewnianej ławce, w małej ciasnej sali. Była czwarta godzina i zamykano właśnie bank. Policjant postawiony na warcie przechadzał się tam i zpowrotem po pokoju. Nagle zatrzymał się jak wryty. Włosy zjeżyły się na jego głowie, oczy wyszły z orbit. Jeden ze