Strona:PL Lord Lister -08- Kradzież w wagonie sypialnym.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.
9

to Hindus, przybrany w białą powiewną szatę i turban z cenną klamrą na czole. Znajdował się w swym przedziale sam jeden.
Na najbliższej stacji, gdzie pociąg pośpieszny zatrzymywał się tylko przez krótką chwilę, jakiś elegancki młody człowiek wszedł do tego przedziału i nawiązał z Hindusem ożywioną rozmowę, w czasie której Hindus opowiedział mu, że jedzie do Londynu, ponieważ kupiec, któremu sprzedał towarów na sumę dziesięciu tysięcy funtów, zawiesił wypłaty i miał zamiar uciec.
— Mam nadzieję, że zdążę przybyć jeszcze na czas, aby uniknąć tego nieszczęścia — rzekł Hindus. — Ostrzeżono mnie w porę. Ale gdybym jutro nie przyjechał do Londynu, straciłbym wszystkie pieniądze i musiałbym zbankrutować.
W każdym słowie tego człowieka przebijał strach. Młody Anglik uspokoił go.
— Wydaje mi się, że nie straci pan ani grosza, a moje przepowiednie sprawdzają się zawsze.
— Gdyby to mogła być prawda — wykrzyknął Hindus. — Mam żonę i czworo dzieci. Przez jednego oszusta mógłbym stracić cały majątek.
Młody człowiek zapalił papierosa.
— Czy pan pali? — zapytał swego towarzysza podróży.
Mówiąc te słowa lord Lister, bowiem on to był — zamknął szybko papierośnicę. Gdy ją otworzył po raz wtóry zawierała już papierosy inne, nie te same, z których jednego zapalił poprzednio.
— Zapalę chętnie — rzekł Yori Redżeb — zapach pańskiego papierosa jest tak miły, że mnie samego wzięła chętka.
— Ten papieros będzie panu smakował niewątpliwie. Proszę, oto ogień...
Hindus palił z prawdziwą przyjemnością. Zaczął znów opowiadać lordowi o swych dzieciach, zwłaszcza o swym starszym synu, studjującym medycynę.
Nagle z ust jego poczęły wydobywać się słowa bez związku, głowa opadła na ramiona, oczy zamknęły się. Zasnął.
— Śpij spokojnie, — szepnął lord Lister, nachylając się nad nim. — Gdybyś nawet jutro nie zdążył do Londynu, nic nie stracisz na tej przygodzie. Lord Lister zwraca zawsze to, co zabiera.
O brzasku pociąg zatrzymał się na dworcu w Hawrze. Jednym z pierwszych podróżnych, którzy wysiedli z pociągu, był smukły Hindus. Dygotał z zimna w swym długim białym płaszczu. Miał na głowie biały turban nasunięty na oczy.
Pierwszy wsiadł na statek. Natychmiast łamaną angielszczyzną zwrócił się do jednego z marynarzy:
— Czuję się źle... Proszę mnie zaprowadzić do kabiny.
— Dostał pan morskiej choroby, zanim jeszcze okręt wyruszył w drogę? — zapytał wilk morski śmiejąc się — Well! Za pieniądze może pan dostać wszystko na tym okręcie. Zaprowadzę pana do kierownika, który wskaże panu kabinę.
Hindus udał się za marynarzem, lecz zanim zszedł ze schodów prowadzących do kabin, zatrzymał się nagle. Na pokładzie ukazała się piękna kobieta, nader elegancko ubrana. Za nią szła inna, starsza trochę. Były to Adrianna i miss Wilson.
Obydwie kobiety obrzucały się nawzajem wściekłymi spojrzeniami. Kobieta detektyw na znak pogardy odwróciła się plecami do Adrianny.
— Rozumiem doskonale przyczyny tego nieporozumienia — rzekł lord Lister do siebie. — Ponieważ piękna Adrianna nie potrafi wytłomaczyć sobie zniknięcia klucza, podejrzewa o kradzież miss Wilson.
Podróż przeszła bez incydentów.
Gdy przybyli do Anglii, pierwszym pasażerem, który wysiadł na ląd, był znów nasz Hindus.
Przechodząc koło Adrianny spostrzegł, że uśmiechała się złośliwie, spoglądając na miss Wilson, na której twarzy malowała się bezsilna złość.
— To dziwne — pomyślał lord Lister. — Sądziłem, że utrata klucza wprawi markizę w gorszy, humor... Najważniejsze, że znajduje się on w mojej kieszeni.
Po przybyciu do Londynu, Lister wskoczył do taksówki i kazał się wieść na Regent-Street do swego mieszkania.
Jakież było zdziwienie szofera, gdy ujrzał wysiadającego z auta eleganckiego młodego człowieka, zamiast dziwacznie przybranej postaci, która kazała mu wieźć się na Regent Street.
Lord Lister spojrzał na zegarek.
Dochodziła czwarta. Przed piątą musiał być w Banku Anglii.
Wykapał się, ogolił i przebrał.
Zupełnie odświeżony zjawił się o godzinie wpół do piątej w Banku.
— Chciałbym otworzyć moją skrytkę pancerną.
Czy ma pan klucz?
Proszę — rzekł lord Lister, wskazując na przedmiot, który zdobył nadludzkim wysiłkiem.
Urzędnik obejrzał uważnie klucz.
Pan się pomylił — rzekł. — To nie jest klucz od naszych schowków.
Lord Lister zadrżał. Błędnym wzrokiem spojrzał na klucz, którym nie mógł otworzyć skrytki lorda Frontignaca.

Nieboszczyk, który zmartwychwstał

Ta żmija Adrianna spłatała mi nielada figla — szepnął lord Lister przez zaciśnięte wargi. — Sądzę jednak, że kawał ten skierowany był raczej przeciwko miss Wilson, niż przeciw mnie. Adrianna w obawie, że miss Wilson może jej odebrać jej cenny klucz, zawiesiła na szyii jakiś inny, ukrywszy, właściwy starannie w ubraniu. Nie mogła jednak przybyć do banku przede mną. Za dziesięć minut dobiega godzina piąta, godzina o której bank zamyka swoje podwoje. Jeśli Adrianna nie zdąży przybyć przed tą godziną, będę miał znów noc przed sobą, Nie byłbym Listerem, gdybym tego czasu nie potrafił wyzyskać należycie!
Począł przechadzać się przed bankiem.
Zegar wybił godzinę piątą.
Punktualnie o godzinie dziesięć po piątej, jakiś urzędnik wyszedł z banku i zamknął drzwi ciężkim kluczem.
W tej chwili przed bankiem zatrzymała się taksówka, z której wypadła śpiesznie jakaś młoda kobieta. Była to Adrianna.
Lord Lister zdążył się ukryć za występem muru.
Adrianna dobiegła do wejścia.
— Za późno, proszę pani — rzekł urzędnik — bank zamykamy o godzinie piątej.
— Ale ja chcę tylko dostać się do mojej skrytki.