Strona:PL Lord Lister -13- Złodziej okradziony.pdf/17

Ta strona została przepisana.

co do płci tej damy. Czy jest pan pewien, panie Stahl, że towarzyszka pańska była kobietą?.
Stahl, nie oczekując tego pytania, otworzył szeroko oczy.
— Co pan sędzia powiedział?
— Powiedziałem, że mogło pana zmylić zręczne przebranie i charakteryzacja. Wypadki takie zdarzają się dość często.
— Nie wyobrażam sobie jednak... — odparł Stahl, szukając w myśli szczegółu, który mógłby potwierdzić to przypuszczenie. Nie wyobrażam sobie, aby pańskie przypuszczenie było prawdopodobne.
— Nie tak nieprawdopodobne, jak pan sądzi — odparł Stahl — Czy wpływ hipnotyczny jaki towarzyszka pańska na panu wywierała nie utrudnił panu obserwacji?
— Ale przecież ja zostałem zahipnotyzowany dopiero pod koniec podróży?...
— Wiem. Oprócz hipnotyzmu istnieje jeszcze druga forma magnetyzmu: sugestía. Osoba zasugestionowana ulega całkowicie woli osoby sugestionującej i jest powolnym narzędziem w jej rękach. Niech pan się namyśli: czy pańska towarzyszka nie uczyniła w czasie podróży żadnego gestu, właściwego mężczyznom?
Níe mogę sobie nic takiego przypomnieć. Nie rozumiem w jaki sposób tego rodzaju myśl przyszła panom do głowy?
— Niech pan sobie jeszcze raz przypomni dokładnie cały przebieg podróży z Amsterdamu do Berlina. Czasem nieważne szczegóły mogą mieć dla nas zasadnicze znaczenie. Pomogę panu: czy dama owa miała duże, czy małe ręce i nogi?.
— Nie zwróciłem na to szczególnej uwagi. Na twarzy jej malował się wyraz energii, rzadko spotykany u kobiet.
— Nie jest to bez znaczenía. Powiedział pan, że była ona mocno umalowana. Czy nie miała przypadkiem ogolonej twarzy?
Stahl uśmiechnął się.
— Nie sądzę — odparł.
— Czy włosy jej robiły wrażenie prawdziwych, czy też peruki? Jak na mężczyznę zbyt mało interesuje się pan zewnętrznym wyglądem kobiety.
— Wydały mi się prawdziwe. Bywają jednak peruki tak zręcznie zrobione...
— Jaki miała głos?
Wspominając głos, Stahl musiał przyznać, że mógł on należeć zarówno do kobiety jak i do mężczyzny.
— Głos ten uderzył mnie. Miał on niezwykłą dźwięczność. Głos ten posíadał w sobie coś męskiego.
— Widzi pan, posuwamy się naprzód. Czy ruchy jej były miękkie, czy ostre?
— Mój Boże! Ani jedno ani drugie. Poza głosem nie było w niej nic, coby mogło nasunąć przypuszczenie, że nie jest kobietą.
— Dziękuję panu, panie Stahl. Mam nadzieję, że w świetle tych zeznań szybko dojdziemy do pożądanego rezultatu.
Przesłuchanie było już skończone. Wyczerpało ono Stahla do tego stopnia, że zrobił on na Beckerze i na komisarzu Hofmanie wrażenie człowieka ogromnie zdenerwowanego.
Komisarz pożegnał szybko sędziego i powrócił do siebie do domu. Tej nocy miał niespokojne sny. Śniło mu się, że gonił Stahla i że wszczął z nim walkę. W pewnej chwili Stahl zniknął w sposób tajemniczy. Komisarz obudził się i przetarł oczy. Wyskoczył z łóżka i ubrał się pośpiesznie. Postanowił sprawdzić, czy Lehner jest na swym posterunku i czy Stahl nie czmychnął z Berlína. Ranek był mglisty i słotny. Míasto budziło się z nocnego snu. Dzieci spieszyły do szkoły. Robotnicy zdążali do swego zajęcia. Gdy komísarz przybył na Kant - strasse, słońce było już wysoko. Przed domem zamieszkałym przez Holendra chodził tam i z powrotem policjant Lehner. Na znak komísarza zbliżył się do niego i stanął w takim miejscu, że mieszkańcy strzeżonego domu nie mogli ich dostrzec.
— Co nowego? — zapytał Hofman.
Agent złożył krótki raport. Stahla po wyjściu z domu śledził inny policjant, który nie zauważył nic podejrzanego. Stahl udał się do muzeum, po czym w rozmaitych sklepach poczynił zakupy i sam przyniósł je do domu. Od tego momentu dalsze obserwacje prowadził sam Lehner. Wieczorem Stahl udał się do kawiarni, gdzie przesiedział aż do północy. Po powrocie do domu czuwał aż do godziny drugiej, czego dowodem było zapalone w jego pokoju światło. Następny dzień spędził sam w swoim pokoju. Prawdopodobnie spał, gdyż rolety w oknie były zasłonięte. Hofman postanowił sam objąć wartę. Był to ostatní dzień pobytu Stahla w Berlinie. Komisarz przechadzał się przez czas pewien przed domem. Rolety w pokoju Stahla pozostawały uparcie zasunięte. Mieszkaniec tego pokoju musiał należeć do kategorii zapamiętałych śpiochów. Wreszcie o godzinie wpół do dziesiątej odsunięto roletę. Komisarz odetchnął z ulgą.
— Stahl wyjdzie chyba wkrótce z domu — pomyślał komisarz, którego nie zachwycała bynajmniej perspektywa spędzenia całego dnia przed jego domem. O godzinie wpół do jedenastej w bramie ukazał się Holender, rozejrzał się dokoła i ruszył w kierunku ogrodu zoologicznego. Komisarz policji idąc po drugiej stronie ulicy nie spuszczał zeń wzroku. Nagle Stahl odwrócił się gwałtownie, przeszedł przez jezdnię i minął komisarza tak blísko, że prawie otarł się o niego. Hofmanowi zdawało się, że w oczach jego pochwycił ironiczne błyski. Stahl skierował się w stronę postoju taksówek wsiadł w jedną z nich. Komisarz wskoczył do innej i rzucił szoferowi rozkaz nie spuszczanía oka z auta w które wsiadł Stahl. Przed ogrodem zoologicznym Holender wysiadł i wszedł do środka. Hofman uczynił to samo. Musiał jednak zachować daleko idącą ostrożność, ponieważ Stahl spostrzegł prawpodobnie, że był ścigany.
Urzędnik firmy Blídenstein zatrzymywał się kolejno przed klatkami i z zaintersowaniem obserwował zwierzęta. Zachowywał się spokojnie, wobec czego Hafman nabrał przeświadczenia że go nie spostrzegł.
Po wyjściu z ogrodu zoologicznego Stahl wstąpił do kilku sklepów, wreszcie wszedł do kawiarni Bauera, gdzie pozostał około pół godziny. Przejrzał gazety i wypił filiżankę kawy. Komisarz policji, który usiadł w drugim kącie salí, zapłacił z góry za swą konsumcję, aby móc w każdej chwili wyjść z kawiarni. Gdy tylko Holender opuścił Caffè Bauer Hoffman rozpoczął swą dalszą za nim wędrówkę. Na Friedrich-strasse, Stahl wsiadł znów do taksówkí. Hofman stał zbyt daleko, aby posłyszeć rzucony szoferowi adres. Taksówka Hofmana zręczníe lawirowała między szeregami wozów, na natłoczonej Friedrich strasse. Komisarz polecił szoferowi jechać za taksówką, w której siedział Stahl. Przy skrzyżowaniu Friedrích strasse z Leipziger-strasse wytworzył się zator. Hofman spostrzegł, że taksów-