Strona:PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf/10

Ta strona została przepisana.

— Czy oprócz pereł były w kasie jeszcze jakieś przedmioty? — zapytał nagle.
— To obojętne... — odparł Marholm. — Gdyby nawet coś tam było, podzieliłoby los kosztowności... Po co więc mamy się tym przejmować?
— Jak to po co? — zapytał Baxter. — A formularze? A legitymacje policyjne, które, o ile sobie przypominam, znajdowały się tam w wielkiej ilości... A stempel urzędowy!... Zimno mi się robi na myśl o skutkach tej kradzieży! Cóż się stanie, jeśli papiery wpadną w niepowołane ręce?
Zapanowała cisza. Inspektor począł uważnie oglądać drzwiczki kasy.
— Czy widzicie choćby najmniejszy ślad włamania? — zapytał.
Sekretarz zbliżył się do swego szefa:
— Nawet najmniejszego zadrapania nie widać, inspektorze.
— Mam wrażenie, że kasę otworzono kluczem?
— Tak wygląda — odparł Marholm.
Baxter wsunął rękę do kieszeni i począł w niej czegoś szukać gwałtownie. — Wyjął pęk kluczy i położył go na stole. Brakowało klucza od kasy.
Baxter przez chwilę spoglądał na stół, jak urzeczony. Przesunął swą białą wypielęgnowaną ręką po czole.
— Nic nie rozumiem... To nie moja dziedzina, Marholm! Do tego potrzeba prawdziwego detektywa! Muszę, niestety, wtajemniczyć inne osoby w sprawę zniknięcia pereł Elwiry Monescu... Czy sądzicie, że pociągną mnie do odpowiedzialności? Jeśli uda mi się załagodzić tę sprawę...
— Hm... Mógłby ją pan załagodzić zapomocą dwudziestu pięciu tysięcy funtów sterlingów — odparł Marholm lakonicznie.
— Skądże je wytrzasnę? — jęknął Baxter. — A wszystko dlatego, że idę za podszeptami serca. Nie powinienem był się na to zgodzić, Marholm!
— To prawda, inspektorze... Doświadczenie przychodzi zawsze za późno... Należy czymprędzej wyświetlić tę sprawę i rozpocząć dochodzenie. Brain musi coś o tym wiedzieć.
— Wezwij go natychmiast razem z Drexlerem, Jeśli jeszcze jest w biurze. To najsprytniejszy z naszych detektywów. Ale nie mów mu tego, bo zażąda podwyżki.
Marholm wyszedł z gabinetu. Baxter dowlókł się do swego fotela i opadł nań bezsilnie.
Po upływie pięciu minut, Marholm powrócił w towarzystwie Drexlera i drugiego inspektora policji.
— Oto Drexler i Brain, inspektorze — rzekł Marholm i usiadł za swym biurkiem, przygotowując się do stenografowania treści rozmowy.
Baxter podniósł głowę:
— Muszę wam zakomunikować, moi panowie, że w tym pokoju popełniona została niedawno bezczelna kradzież... Pewna znajoma moja, żywiąca zaufanie zarówno do mnie, jak i do właściwości tej oto żelaznej kasy, złożyła u mnie na czas pewien kosztowny sznur pereł... Schowałem go do kasy, które] drzwi widzicie otwarte... Ja i Marholm zostaliśmy podstępem wywabieni z biura. Po powrocie, zastaliśmy kasę otwartą... Etui wraz z perłami zniknęło.
Drexler gwizdnął przez zęby i pochylił się nad kasą. Baxter zwrócił się do Braina, który spoglądał dokoła zdziwionym wzrokiem.
— Marholm oświadczył mi, że przed wyjściem wezwał pana do pełnienia w zastępstwie moich czynności... Czy to prawda?
— Tak jest — odparł inspektor.
— Czy spełnił pan to polecenie?
— Naturalnie... Byłem zajęty właśnie przyjmowaniem raportów... Nie trwało to dłużej niż cztery do pięciu minut. Natychmiast potem zjawiłem się w pańskim gabinecie.
Na twarzy Baxtera ukazał się uśmiech pełen niedowierzania.
— Czy siedział pan tutaj aż do trzeciej godziny? Po powrocie zastałem gabinet pusty.
— Zabawiłem w nim zaledwie parę sekund — odparł spokojnie Brain. — — Gdy tylko bowiem się zjawiłem, ujrzałem pana siedzącego za biurkiem... Oświadczył mi pan, inspektorze, że zmienił pan swój rozkaz i że mogę spokojnie wracać do mojej pracy... Rozkazał mi pan również, aby w ciągu 15 minut nikt nie śmiał przeszkadzać panu w pracy. Odniosłem wrażenie, że spodziewa się pan wizyty pewnej damy, z którą miał pan odbyć poważną rozmowę.
Baxter mienił się na twarzy. Czerwienił się i bladł na przemian.
— Teraz... teraz... rozumiem co się stało — wyjąkał z trudem. — Tylko jeden człowiek mógł się na to zdobyć. A tym człowiekiem jest ów przeklęty...
— Niech się pan nie obawia wymówić jego nazwiska — rzekł Marholm, wzruszając ramionami. — To był niewątpliwie John Raffles... Wymyślaniem niewiele się z nim wskóra... Skoro wiadomo, że to on jest sprawcą kradzieży, radzę czym prędzej umorzyć dochodzenie. Wiadomo z góry, że Rafflesa nigdy nie złapiemy... Musi pan wytrzasnąć choćby spod ziemi dwadzieścia pięć tysięcy funtów, — aby jakoś zaspokoić tę pańską krewną.
— Nie gadajcie głupstw, Marholm — oburzył się Baxter. — Skoro nie mam pieniędzy, nie może być mowy o odszkodowaniu... Perły powierzone zostały mnie osobiście i prywatnie, nie zaś urzędowo. Cóż wy o tym myślicie, Drexler? Czy są jakieś ślady?
— Śladów nie widzę żadnych... Jasne, że kasa otwarta została pańskim własnym kluczem... Nie pozostawiono przy tym nawet odcisków palców.
— Klucz mi wykradziono — jęknął Baxter.
— Wszystko się zgadza — odparł Drexler. — Raffles zabrał pański klucz, wywabił pana z jego własnego gabinetu; z właściwym mu talentem przeobraził się w pańskiego sobowtóra... Kwadrans czasu wystarczył mu na otworzenie kasy i opóźnienie jej... Czy nosił pan zawsze ten pęk kluczy przy sobie?
— Przecież nie zawsze noszę to samo ubranie — odparł Baxter niechętnie. — Zdarza się czasem, że zapominam wyjąć klucze z jednej kieszeni i przełożyć je do drugiej... Ten człowiek czuje się w Scotland Yardzie jak u siebie w domu!... Wchodzi i wychodzi stąd jak z kawiarni!...
Inspektor Brain wzruszył nieznacznie ramionami.
— Chciałbym, aby mógł go pan zobaczyć, gdy siedział za pańskim biurkiem. Wierna pańska kopia... Ani przez chwilę nie żywiłem wobec niego żadnych podejrzeń. Musiał obserwować pańskie wyjście, siedząc w aucie przed Scotland Yardem... Nie wiem, czy inni agenci widzieli go, ale gotów jestem przysiąc, że nikt nie domyśliłby się podstępu. Jak długi bawił pan poza Scotland Yardem? Dwie... trzy godziny?
W każdym razie nie o wiele mniej... Trzeba liczyć jazdę do sklepu Goldfisha i z powrotem oraz