Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

ko, to już się chwiejąc na nogach i rozlewając wódkę, a od czasu do czasu uderzali pięściami w stół i klęli donośnie.
Brudna usługująca dziewczyna kręciła się, jak mucha w ukropie, odwoływana i popychana na wszystkie strony; sama zaś Szapsiowa, robiąc pończochę na wysokim stołku za szynkwasem, patrzyła na gości swoich tém leniwém, zmrużoném nieco spojrzeniem wygrzewającéj się kotki, które tak często widziéć można u starych, tłustych, niegdyś pięknych żydówek małomiasteczkowych.
Janowa przepchnęła się do saméj szynkarki i, zażądawszy anyżówki, przepiła półkwaterkiem do Hanki.
— Daj Boże zdrowie!
— Daj Panie Boże!
Dziewczyna odebrała kieliszek i wypiła także. Wtedy Janowa zaczęła przegryzać ser z kminkiem i słony obwarzanek żydowski, po którym okazała się potrzeba przepłukania gardła piwem.
W czasie tego poczęstunku ten i ów podchodził i zaglądał pod chustkę uparcie zasłaniającéj się dziewczynie. Kilku nawet szturchnęło ją w bok, nieumyślnie niby, że to tłok był w szynku. Jeden zwłaszcza, chłop młody i rosły, obchodził ją to z lewéj, to z prawéj strony, jakby szukając zaczepki. Płaciła właśnie za traktament Hanka, kiedy stanął wprost przed nią i, zajrzawszy jéj w oczy, zawołał:
— A, jak Boga kocham!... Tośmy się zeszli!
Hanka spojrzała i poznała go także. Był to Józek Calik, co z nią przeszłego roku razem w więzieniu siedział.