Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Atma.djvu/103

Ta strona została przepisana.

Za przybyciem do mieszkania, panie zajęły się toaletą, wypoczywały, rozpakowywały stroje, wcale się o Jaworskiego nie troszcząc. W nim gasł ofiarny zapał, najlepsze postanowienia i zamiary, a budziło się rozdrażnienie, bunt, lub opadało bezmierne zniechęcenie. Nie wierzył w skutek dobry, ale postanowił rozmówić się z żoną stanowczo o dalszem życiu.
Dwa dni napróżno czekał sposobności, na trzeci wreszcie Taubertowa poszła do dentysty — małżonkowie zostali sami.
— Odebrałaś mój list o nabyciu Zacisza? — zagaił.
— Odebrałam. Mama mówi, żeś przepłacił po trzysta rubli na włóce.
— Mniejsza. Nie o to idzie. Ale czyś się ucieszyła?
— Ja? Ano, pewnie — rzekła obojętnie.
— Mamy swój własny dom, własną ziemię!
— A pocóż ci to? Przecie domu nie potrzebujesz?
— Jakto? Kupiłem dlatego, żebyśmy tam zamieszkali.
— My? Mama się na to nigdy nie zgodzi.
— Ano, to zostanie z ojcem w Zbylczycach!
Przerażenie odmalowało się na apatycznej twarzy Anielki — obejrzała się na drzwi, jakby szukając matki.
— A ja? — wybąkała.