Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Atma.djvu/196

Ta strona została przepisana.

dużo roboty od kolegów. Cała rodzina widocznie cieszyła się spodziewanym zarobkiem, tylko stary Lejba skulony na swym stołku, nie odrywał oczu i rąk od roboty.
Jaworski zmęczony wyciągnął się na swem posłaniu, myśląc, że Kubik do niego wstąpi, ale po dłuższem oczekiwaniu wyszedł do izby.
Rymarz szył — rodzina już spała, spytał, gdzie się podział ślusarz.
— Do kramu poszli z Ryfką, po perkal.
— Tak puszczacie dziewczynę samą, z obcym?
— Ona rzetelność zna! — odparł stary. — Ona sobie szyciem posag zbiera — to jej interes.
Dziewczyna wróciła w dobrą godzinę, obładowana perkalem — uszczęśliwiona z roboty. Oczy jej spoczęły znowu na Jaworskim długo, przejmująco — gdy zamykała drzwi od kuchni — jeszcze się obejrzała.
W parę dni potem przemówiła do niego raz pierwszy.
Siedział u siebie przy lampce, i zeszywał niezdarnie roboczą bluzę, nie uważając, że Ryfka stała w progu.
— Może mi pan pożyczy trochę nafty, ja jutro oddam, dziś już kramy zamknięte — ozwała się.
— Proszę! — odparł, podając blaszankę.
— Trzeba odmierzyć.
— Ot, głupstwo takie!
Odniosła po chwili blaszankę, zatrzymała się.