Strona:PL Mendele Mojcher Sforim - Szkapa.pdf/167

Ta strona została uwierzytelniona.

chmur, ażeby ztąmtąd spaść w kroplach deszczu na pola i piękne winnice, z których wino kiedyś orzeźwiać i rozweselać będzie serca ludzkie. Widzę jak rabują, palą i niszczą wszystko co wpadnie pod rękę. Słyszę krzyk, błagania i płacz nieszczęśliwych, westchnienia, jęki i przedśmiertne rzężenie mordowanych ofiar, z których już dusza uchodzi. Słyszę śmiechy i żarty dzikich rozbójników.... Ale dosyć już, dosyć — nie mogę i nie chcę słyszeć ani widzieć więcej!
— Ha! ha! ha! — odezwał się ze śmiechem Aszmodaj — ha! ha! otóż to są twoi dobrzy i nabożni ludzie! ha! ha! oni mordują się i zarzynają, a mnie zowią Aszmodajem — szatanem!! Ten tłum, któryś widział, tłum rabujący, uzbrojony w siekiery i noże, to są rumunowie; mordowani zaś, — to twoi nieszczęśliwi bracia!
— Gwałt! gwałt! — zawołałem, chwytając się za głowę — co oni mają do nich? co oni chcą od tych moich biednych, nieszczęśliwych, słabych braci?..
— Chcesz wiedzieć co? — odrzekł Aszmodaj bardzo spokojnie i z zimną krwią, sza! — jeżeli koniecznie chcesz, ja ci w krótkości opowiem: Ktoś, (może nawet z nich), ukradł jakieś kosztowności z Soboru; w tłumie, nienawidzącym twoich braci za ich przywiązanie do grosza, puszczona pogłoskę, że kradzież popełnili żydzi. Więcej